09.00 dzień 11 miesiąca Rolnika roku 226 Ery Pokoju

Odrodzone Królestwo Patronii

Regolonat Kobry

Księstwo Księżycowej Puszczy

Miasto Słoneczny Kielich

Dar’runon ostrożnie otwierał oczy. Czuł, że jego ciało jest jeszcze trochę sztywne i bezwładne jak to się zdarza pod wpływem gwałtownych bodźców bólowych. Pierwszą osobą jaką zobaczył była jego narzeczona Ili’maja. Akurat była obrócona tyłem do niego tak iż mógł spokojnie podziwiać nie tylko jej sylwetkę, ale również i piękny warkocz jaki splotła z swoich coraz dłuższych włosów. Ubrana była w białą koszulę i takież same spodnie na kant. Dar’runon patrzył tak na nią zauroczony jej pięknem. Sylwetkę miała bowiem smukłą ale zarazem nie sposób było ją nazwać nadmiernie chudą choć elfki słynęły z dość cienkich i delikatnych kości. Jego pierwszy szef będąc rasy orkijskiej czasem w chwilach zapomnienia mówił, że coś jest kruche jak kości elfki.

Ili’maja obróciła się i zobaczywszy, że jej narzeczony wrócił już do przytomności rzekł.

– Nie wstawaj. Jeszcze sama nie jestem pewna co ci się przydarzyło.

Dar’runon odrzekł.

– Nie mam zamiaru mój skarbie najdroższy. Chciałem tylko nieco podciągnąć się ku górze aby zająć wygodniejszą pozycję do rozmów.

Ili’maja stwierdziła.

– Wiesz z ledwością mogłam zatrzymać ten tłumek jaki zgromadził się na korytarzu przed przedwczesnym wtargnięciem do twojej sypialni. Lekarze aby cię zbadać musieli przeciskać się między zgromadzonymi. Wyobraź sobie, że nawet Ma’kirolon Feniks przysłał swego sługę aby dowiedzieć się o twoje zdrowie.

Dar’runon powiedział.

– Jestem zaskoczony. Gdybym nie miał o Jego Wysokości tak marnego zdania to bym stwierdził, że to miłe. Przy okazji ta wyjąca puszka zrozumiała, że umarła?

Ili’maja podeszła bliżej i rzekła.

– Cóż. Na razie grzecznie sobie leży. Myślę, że nie powinna wstawać. Jednak to nowa odmiana upiora czy też w ogólności nieumarłego. To zaś oznacza, że nic pewnego nie jestem w stanie powiedzieć. Może w każdej chwili nagle wstać.

Dar’runon powiedział.

– Rozumiem. Jak rozumiem udało się ci przeprowadzić pewne analizy?

Ili’maja odpowiedziała

– Tak. Z pierwotnej liczby czterech rodów udało mi się zejść do liczby dwóch rodów. Do dalszych analiz zakwalifikowały się ród Feniksa i ród Sokoła.

Dar’runon po dłuższym milczeniu stwierdził.

– Niech agent Hermesowicz spróbuje znaleźć jakieś połączenia między twoją a jego listą rodów. Ty zaś agentko Moon odpocznij trochę.

Ili’maja odpowiedziała.

– Tak jest panie kapitanie.

Zaraz też wyszła z pokoju. Dar’runon usłyszał tylko stłumione przez drzwi.

– Kapitan Czerwony potrzebuję spokoju aby odpocząć i w miarę możliwości pracować. Jestem przekonana, że kiedy lekarze uznają, że jest to możliwe sami pozwolą wam wszystkim wejść… tak kapitan Czerwony odzyskał już przytomność. Nie wygląda jednak najlepiej.… Jego życiu z tego co widziałam nie zagraża niebezpieczeństwo… Nie chcę się wypowiadać w sprawach na których się nie znam… Cenię sobie troskę Jego Wysokości Ma’kirolona Feniksa o zdrowie kapitana Czerwonego… Nie mogę ze względu na dobro śledztwa udzielać informacji na temat ostatniego incydentu… Proszę się rozejść bo będę zmuszona poprosić agenta Ar’darona Sokoła o zastosowanie środków przymusu bezpośredniego… Chciałabym w imieniu swoim i jak mniemam całego Wydziału 15 przekazać rodzinom poległych agentów wyrazy najgłębszego współczucia… Powtarzam nie mogę udzielić żadnych informacji na temat incydentu z przedwczoraj ze względu na dobro śledztwa… Nie jeśliby pana nie było też nie udzieliłabym tych informacji… Poprzednie śledztwo wykazało, że istnieje realne zagrożenie dla mieszkańców. Obecne śledztwo nie wykazało na chwilę obecną takiego zagrożenia… Ujawnienie informacji o rzeczonym incydencie mogłoby wywołać niepotrzebne fala paniki… Cały czas kieruję się dobrem mieszkańców… Poza tym nie mamy takiej pewności jak wtedy… Wszystko zależy od wyników analiz.… Alfredzie, proszę wejść… Tylko Alfred nikt poza tym.

Dar’runon ujrzał swojego sługę Alfreda, który zamknąwszy drzwi stwierdził.

– Proszę o wybaczenie Waszą Dostojność, ale ta sytuacja jest doprawdy skomplikowana. Wszystko funkcjonuje na granicy prawa. Jeszcze te wściekłe tłumy dziennikarzy. Proszę o wybaczenie, ale jeśli Wasza Dostojność chce znać moje zdanie to są oni gorsi od sępów. Panna Moon dobrze sobie radzi z tą skowyczą, ale obawiam się, że oni coś z niej wyciągnął. To zaś może oznaczać poważne problemy dla śledztwa. Jeśli nie katastrofę.

Dar’runon zapytał.

– Czy nie byłeś kiedyś w policji?

Alfred odpowiedział.

– Nie Wasza Dostojność. Po prostu dostrzegam podobieństwo między tropieniem przestępców a tropieniem zwierzyny. Oni są jak hałaśliwe ptaki, które mają ten paskudny zdaniem myśliwych zwyczaj zdradzania wszelkiego niebezpieczeństwa.

Dar’runon przez jakiś czas milczał nasłuchując. W końcu kiedy cały szmer na korytarzu ucichł stwierdził.

– Obawiam się, że nasza zwierzyna wie już o naszej obecności.

Alfred stwierdził.

– Jeśli Wasza Dostojność mogłaby się wyrażać precyzyjniej.

Dar’runon odrzekł.

– Teraz tak. W toku śledztwa już dwa razy pojawił się nam ród Feniksów. Teraz zaś Ma’kirolon Feniks wysyła swojego sługę aby spytać się o moje zdrowie.

Alfred stwierdził.

– Wasza Dostojność trochę przesadza z tą swoją podejrzliwością. Teraz wielu martwi się o zdrowie Waszej Dostojności. Nawet Wasza Dostojność nie wie ilu innych zgromadziło się wokół tego szpitala. Są tu chyba dziennikarze wszystkich gazet jakie wychodzą w Odrodzonym Królestwie Patronii. Agenci z ledwością pilnują aby te tłumy nie zadeptały jakiegoś dowodu. Wasza Dostojność mi wybaczy, ale jak poczułem tą całą krew i śmierć jakimi nasiąkła cała tutejsza okolica to z ledwością udało mi się przekonać resztki śniadania aby zachowały właściwy kierunek przemieszczania. Taka masakra. Chyba tylko Czaszkanie wybijają całą Wieżę Sokoła zrobili to na większą skalę. Całe miasteczko wybite co do nogi. Straszna sprawa.

Dar’runon stwierdziła.

– Sprawy wyglądają gorzej niż myślisz Alfredzie. Jakby to była robota Czaszkan to przełknąłbym to spokojnie. Wszystkie dowody wskazują jednak, że była to robota Patrończyków.

Alfred krzyknął.

– Wielki Op’teonie!!! Co Wasza Dostojność wygaduje! Taka masakra dziełem Patrończyków!

Dar’runon stwierdził spokojnie.

– Nie tak głośno Alfredzie. Oni jeszcze nie wiedzą ile wiemy. Myślę, że dlatego też mamy jeszcze szansę na zwycięstwo.

Alfred uspokoiwszy się stwierdził.

– Proszę o wybaczenie. Wasza Dostojność musi być głodny a ja ciągle pytam i pytam. Proszę o wybaczenie. Już zajmuje się śniadaniem dla Waszej Dostojności. Przy okazji zaraz powinien zjawić się agent Sokół aby mieć o Waszą Dostojność pieczę.

Dar’runon stwierdził nieco zirytowany.

– Nie uważasz Alfredzie, że mam za dużo lat aby ktoś musiał mieć nade mną pieczę.

Alfred zbierając się do wyjścia rzekł.

– Jeśli Wasza Dostojność chce znać moje zdanie to powiem, że w świetle tego co się zdarzyło lepiej aby ktoś miał Waszą Dostojność na oku. Przynajmniej do czasu aż Wasza Dostojność wypocznie.

Po tych słowach całkiem wyszedł. Agent Ar’daron Sokół rzeczywiście przybył niezwykle sprawnie. Wszedł będąc trochę roztrzęsiony jakby mimo wszystko nie był w stanie dojść do siebie i doznał jakiegoś trwałego uszczerbku na umyśle.

– Nie wiarygodne panie kapitanie… Przepraszam, że uznałem tamtego mężczyznę, ale to co mówił wydawało mi się całkiem szalone… Naprawdę… przecież trup to trup… nie rusza się… nie zabija… nie myśli… To niemożliwe… To jakiś szalony sen.

Mówił cały czas próbując sam siebie przekonać, że to czego doświadczył to efekt jakieś halucynacji lub podobnego zjawiska. Dar’runon w końcu korzystając z tego, że ten podszedł w pobliże chwycił go oburącz za głowę i patrząc mu w oczy powiedział.

– Uspokój się. To wydarzyło się naprawdę… To jest sprawa niestandardowa. Rozumiesz?

Ar’daron Sokół pod wpływem spojrzenia Dar’runona powoli się uspokajał. W końcu uspokoiwszy się całkiem powiedział.

– To jest sprawa niestandardowa.

Dar’runon odpowiedział.

– Tak. Sprawa o nadzwyczajnym wymiarze skomplikowania i delikatności wymagająca wiedzy i umiejętności, które w normalnych warunkach są rozproszone po różnych wydziałach. Uczymy się współpracować mimo naszych różnic.

Dopiero po tych słowach puścił głowę swojego podwładnego. Ten usiadłszy na przygotowanym krześle stwierdził.

– Rozumiem. Mam nadzieję, że udało się już ustalić kto za tym stoi.

Dar’runon odpowiedział.

– Mam pewną hipotezę, ale nie wszystkie dowody chcą się z nią zgodzić. Cały czas mam wątpliwości. Cały czas w mojej głowie krążą pytania na które nie znam odpowiedzi. Dlatego nic ci nie powiem. W każdym bądź razie nic nowego.

Ar’daron powiedział.

– Nawet nie wyobrażasz sobie jak mnie mielili ci wszyscy dziennikarze, którzy się zlecieli. Twierdzili, że przez naszą opieszałość w śledztwie zginęli kolejni mieszkańcy Królestwa. Już jutro wszystkie gazet zaczną wieszanie na nas nie tylko psów, ale pewnie słoni oraz wielorybów.

Dar’runon stwierdził.

– Musimy wytrzymać tą presję. Musimy cały czas działań z nienaganną precyzją. Stawka jest wysoka. Dowody muszą być mocne. Wyniki analiz niepodważalne.

Ar’daron stwierdził.

– Wiem, ale…

Dar’runon w końcu westchnąwszy stwierdził.

– Posłuchaj mnie uważnie. Będę musiał spotkać się z przywódcą całego rodu Kielichów. Jak wróci Alfred mój sługa ty wyruszysz i postarasz się o spotkanie z nim w naszej bazie jak tylko dojdę do sił na tyle aby lekarze mnie wypuścili. To będzie nasz następny krok. Mam nadzieję, że da nam trochę więcej informacji. Potrzebujemy ich.

Ar’daron odrzekł.

– Rozumiem panie kapitanie. To co nas zaatakowało to był upiór?

Dar’runon odpowiedział.

– Tak agencie. Agentka Moon nie była w stanie stwierdzić jaki dokładnie był to typ upiora, ale jest pewna, że to był upiór.

Ar’daron zamilkł zamyślony. Sam próbował ułożyć sobie w głowie wszystkie znane mu dowody. Nim to zrobił przybył Alfred z śniadaniem. Zrozumiał do tego czasu tylko jedno. Polują na kogoś kto należy do najwyższych kręgów społeczeństwa Odrodzonego Królestwa Patronii.