Idę jakąś ulicą, ale chyba bez celu,
szukam chwil w stylu sepia, szukam światła
tunelu.
Odpadły mi orle skrzydła, milowe buty nie
pomagają,
nikt nie wie gdzie mieszka Bóg, wszyscy go
zgodnie mijają.
Swoje stopy zostawiam wzdłuż asfaltowej
wstęgi,
na ramionach mnie pieką pokruszonych myśli
pręgi.
Osobliwy ornament nie ma miejsca w
wieczności,
Tak się kończy ulica, mały punkt, woń straconej
młodości.