Ili’maja idąc za nim bo i jej niewielkie biuro było na tym samym piętrze stwierdziła.

– Myślę, że raczej za powstanie Kompanii Kolonialnej odpowiada Jego Królewska Wysokość.

– W każdym bądź razie jeden z nich. Zagadka zostaje zagadką. Dlaczego podjęto decyzję o utworzeniu nowego rodzaju wojska? Chęć zagospodarowania technomandzkich wojowniczek wydaję się być dość słabą przesłanką.

– Bazę rekrutacyjną stanowią również „nadmiarowe” ilije.

– Tak wiem. Porucznik Kornelia Erynia ma naprawdę dużo pracy z wyznaczeniem ich terminów mobilizacji. Wiem o tym gdyż została wsparta największą ilością podporuczników. Zawszę była ta sama argumentacja „Przy obecnych zasobach kadrowych niemożliwe jest sprawne zarządzanie tak dużymi zasobami”. Jest to dla mnie rzeczą niezwykłą, że sobie z tym nie radzi. Wczoraj podpisałem nominację chyba dla szesnastej podporucznik.

– Stopnie porucznik i podporucznik nie są mi znane.

– Nie dziwię się. To dwa nowo utworzone specjalnie dla Kompanii Kolonialnej aby nie wywoływać zbytnich problemów przy stopniach wojskowych. Znajdują się one między kapitanem i brygadierem. Nazywani są czasem oficerami sztabowymi. Zresztą jeśli ją spotkasz porucznik Kornelia Erynia sama z chęcią ci to wszystko wytłumaczy.

Szli jeszcze jakiś czas przez całkiem ładnie urządzony korytarz wewnętrzny. Ich biura jak wszystko co ważniejsze znajdowały się dopiero na pierwszym piętrze gdyż parter w przypadku tego typu pałacyków miejskich był zajmowany przez różnego rodzaju pokoje gospodarcze. Przestrzenie magazynowe znajdowały się zgodnie z starymi obyczajami w podziemiach. Piwnice sąsiednich pałacyków miejskich były często łączone z po części przypadkiem po części celowo tak iż podziemne tunele tworzyły jakby kolejne poziom miasta. Dzielnica Nowy Dwór słynęła z szczególnej rozbudowy tych kompleksów piwnicznych. Było to możliwe, gdyż ruiny dawnego Wilczego Dworu były w całości ogarnięte przez dzielnicę Stary Dwór. Owe podziemia były nazywane często po prostu „Korzenie”.

Miesiąc wcześniej odbyła się nawet dyskusja czy „Korzenie” nie powinny stanowić oddzielnej dzielnicy. Nie tylko miały coś w rodzaju własnego charakteru ale również były naprawdę obszerne. Sięgały bowiem swymi tunelami daleko za obrys Nowego Dworu. W przeciwieństwie do korzeni drzewa rozbudowywały się głównie z dala od rzeki. Nie zostały uznane za kolejną dzielnicę tylko dlatego, że jako całość nie były zamieszkane w sposób ciągły.

Docierając do swojego biura Dar’runon stwierdził.

– Jakbym się zasiedział w dokumentach do ponad kwadrans po piętnastej to zapukaj do mnie.

Ili’maja stwierdziła.

– Dobrze. Co z agentem Graszerytą?

– Pilnuje miejsca zbrodni. Nie spodziewam się aby bez zmiennika opuścił posterunek.

Ili’maja uśmiechnąwszy się stwierdziła.

– Dobrze, ale ty też miej mnie na oku.

Dar’runon nic nie odpowiedział tylko uśmiechnąwszy się zniknął w swoim biurze. Ili’maja ruszyła do swojego miejsca pracy. W pokoju między nimi biuro miał urządzone właśnie agent Bolesław Szalony Pies Graszeryta. Ili’maja zanurzyła się w pokoju który kiedyś był całkiem obszerną sypialnią. Teraz zaś stał się jej gabinetem. Na potężnym biurku były dwie księgi. Jedna stała na specjalnej konstrukcji druga zaś leżała na blacie biurka na którym również leżał pojemnik z „ptasimi” piórami i kałamarz. Panna Moon zapaliwszy specjalną lampkę pisarską najpierw otworzyła tą leżącą książkę i odszukawszy miejsce w którym skończyła swoją pracę odczytała na głos wers

– Pani Szeptów. Badania nad fenomenem kulturowym patronki wszelkiego rodzaju oszustów i krętaczy.

Zaraz potem otworzyła drugą stojącą książkę i zaczęła szukać tego samego wersu w niej. Choć możliwe było wydanie drukowane wprost z tych starodawnych ksiąg to jednak Rada Wieży z Kości Słoniowej sparzona historią z ostatnim Mistrzem Cieni oraz niesiona falą nieufności wobec technomantów zleciła Ili’maji Moon aby właśnie korzystając z możliwości jaki dawał Wydział 15 sporządzała ręczne kopie tych ksiąg których zagubienia najbardziej się obawiano.

Ili’maja już w ramach zwykłych studiów była uczona przepisywać księgi. Zresztą sporządzanie ręcznych wydań modlitewników różnego rodzaju czy też innych ksiąg religijnych w ciągu ostatnich lat stało się poważnym źródłem dochodów dla Wieży z Kości Słoniowej. Inne księgi były kopiowane z bardziej prozaicznego powodu gdyż wraz z upływem czas nie tylko użyty atrament tracił swój kolor, ale również materiał pisarski stawał się coraz delikatniejszy tak iż ciągłe przepisywanie było bodaj jedynym skutecznym sposobem zachowania zgromadzonej wiedzy bez jakiegoś uszczerbku. Dotyczyło do zwłaszcza traktatów zgromadzonych w Czarnej Wieży. Część z nich do tej pory nie okazała się przydatna, ale i tak wyznaczono im miejsce w kolejce przepisywania gdyż nawet Run’lija Pajda nie była w stanie z całą pewnością przewidzieć czy owe księgi nie będą kiedyś potrzebne.

Ili’maja w końcu znalazła szukany fragment. Odczytawszy następny ustęp rozpoczęła bardzo powolne i dokładne przepisywanie. Wiedziała, że jeśli popełni choćby jeden błąd trzeba będzie wyrzucić przygotowaną już książkę i zamówić kolejną sztukę. Litera po literze dla pewności czytając przepisywane słowa Ili’maja przepisywała przydzieloną jej księgę. Była tak skupiona na swoim zadaniu, że kiedy w pewnym momencie jej „ptasie” pióro przestało pisać pomyślała, że zanurzyła je za płytko w kałamarzu. Sięgnęła do niego ponownie tylko nieco bardziej zanurzając swoje pióro. Kiedy to nie pomogło spojrzała na końcówkę pióra aby je skontrolować. Było jeszcze dobre choć Ili’maja wyciągnąwszy z jednej z szuflad nożyk pisarski trochę je przycięła.

Ostrożnie odłożywszy pióro tak aby nie rozmazać świeżego zapisu sięgnęła ręką po kałamarz. Nie było go za jego miejscu. Dopiero w tym momencie spojrzała za kałamarzem. Stał w pewnym oddaleniu. Jego klapka była opuszczona a on sam był nakryty dłonią należącą najpewniej do jakiegoś elfa. Wzrok Ili’maji przesunął się wzdłuż okrytej rękawem białej koszuli ręki aby w końcu spojrzeć na dobrze jej znaną twarz Dar’runona Czerwonego. Ili’maja uśmiechnąwszy się stwierdziła.

– Musiałeś się tak ze mną drażnić?

Dar’runon podrzuciwszy i złapawszy kałamarz stwierdził.

– To był jedyny sposób aby do ciebie dotarło, że czas na przepisywanie się skończył.