Sam kapitan jak tylko agentka Wilczek skończyła pisać najpierw sam przeczytał, a potem dał do przeczytania Srebrnemu Wilkowi, który sprawdziwszy czy wszystko jest takie jak podyktował stwierdził.

– Dobrze zrobione. Naprawdę dobrze wypełniasz obowiązki pisarza. Mimo, że nie robiłem przerw co jest błędem jeśli się dyktuje wszystko napisałaś jak należy nie robiąc nawet jednego skrótu jak to czynią często ci pisarze, którzy pracują dla wybitnych mówców. Kto by się spodziewał tego po zwykłej wojowniczce.

Panna Wilczek poczuła pewne ciepło w piersi. Wiedziała, że jej lica pokryły się rumieńcem. Poza ciepłem czuła też pewne duszności. Przyczyną tego był brak przyzwyczajenia do słuchania komplementów. Kapitan Wilk rzekł jeszcze.

– Cóż mogę powiedzieć. Odkąd można ją puszczać swobodnie i wyznaczać jej zadania jest dla mnie niezwykłą pomocą. Mówię panu komisarzu, że bez niej nawet połowy zadań, które spadły na mnie w związku z tą sytuacją, jaka się wytworzyła przez wygaśnięcie miejscowej gałęzi rodu Wilka, którego też jestem członkiem. To ona zbiera wszelkie ustalenia komisji, która zajmuje się zebraniem i spisaniem do formy stałego zbioru tych wszystkich praw, jakie obowiązują w Księstwie Wilka w Regolonacie Kobry. Przepisów tych zaś jest, co nie mała. Słuchając tego uczy się a ja dochodzę to coraz mocniejszego przekonania, że trzeba podjąć naciski na króla, aby dokonał podobnego dzieła w całym królestwie. Prawo mamy, bowiem nadzwyczaj skomplikowane. Już same zasady postępowania w sprawach, w których są niejasności to całkiem gruba książka. Dekretów samych jest, co nie miara. Co gorsza zwykle dotyczą one spraw jednostkowych. Dzieło uporządkowania prawa zajmie chyba jeszcze poza moim chyba jeszcze z, dwa jeśli nie trzy pokolenia elfów.

Srebrny Wilk rzekł siadając na jednym z krzeseł.

– Cóż mogę powiedzieć policjant w stanie spoczynku, który na stare lata zdecydował się mieszać do spraw królów i książąt. Nawet tylko ten ułamek prawa, jaki znam jest sprawą skomplikowaną. Jak wiesz mieszkańcy „Bagna” wybrali mnie i jeszcze jakiś dziewięciu delegatów abym był obecny przy tych porządkach. Bez notatek panny Wilczek, które i nam delegatom udziela zgubiłbym się w tym już dawno. Jeśli chciałbyś poznać moją opinię to bez twojego pokolenia licząc uporządkowanie prawa zajmie raczej trzy pokolenia elfów niż dwa. Problemem jest to, że nie we wszystkich dekretach używa się tych samych słów a czasem chyba również inaczej się je rozumie. Takie to nasze prawo. Jego uporządkowanie dla wielu z nas delegatów jest sprawą podstawową. Nie będę ci zabierał czasu bo i ty masz ważne sprawy i twoja służebnica gotowa z nadmiaru wrażeń całkiem przytomność postradać i to na dzień lub dwa a tego nikt chyba w całym Księstwie Wilka nie życzyłby sobie.

Rzeczywiście od nadmiaru mniej lub wyraźniej wypowiedzianych pochwał i obecności dwóch sławnych mężów Julii Wilczek wzrok i inne zmysły straciły na ostrości jak to bywa czasem u osób, które za chwile mają zemdleć.

Ma’pugolon Wilk zaraz po wyjściu Srebrnego Wilka podprowadził ją ostrożnie do okna i zluzował suknie bez rękawów jaką nosiła a która sięgała aż do jej kostek. Trzymał ją tak jakiś czas po czym zapytał.

– Wszystko w porządku.

– Saturacja krwi powoli wraca do normy.

– Poczekaj tutaj. Pójdę po coś do picia.

– Przepraszam, że to tyle trwało.

Julia Wilczek ostrożnie pijąc wodę ze szklanki.

– Masz naprawdę dobre geny.

– To nie tylko dobre geny.

– Wiem, że wy jeszcze mówicie o czymś takim jak wychowanie i inne związane z tym sprawy.

– Wychowanie to podstawa. Co prawda sam pochodzę z naprawdę starego rodu Wilków, który może udowodnić swoje trwałe istnienie jeszcze przed Wojną Szalonego Lwa, ale zawszę byliśmy tylko hipolonami. Prawda, że pochodzę z pnia tego rodu czyli jego jakby głównej części której ziemie nie znajdują się zbyt daleko od tych najstarszych terenów z których cały ród pochodzi.

Julia obróciwszy się plecami do okna zapytała.

– Czy mógłbyś mi opowiedzieć coś o terenach, z których pochodzisz?

Ma’pugolon stwierdził.

– Cóż. Znajdują się daleko na północy. Jeśli kiedyś patrzyłaś na góry, które majaczą czasem w naprawdę dobry dzień na horyzoncie to pomyśl sobie, że ziemie, z których pochodzi mój ród są jeszcze bardziej na północ. Góry, o których ci wspominałem przed chwilą to końcówka potężnego pasma Gór Krwi. Ten niewielki odcinek, jaki czasem widać to zawija się wokół terenów, które nazywamy Płaskowyżem Opuszczonych. Tym obszarem rządzą tanaoni z Wieży z Kości Słoniowej. Wspierani są przez cztery duże plemiona mrocznych elfów o których ci kiedyś opowiem. My jednak musimy iść jeszcze dalej na północ. Za Płaskowyżem Opuszczonych rozpościera się potężna równina. Kiedyś była ona pokryta nieprzebytymi lasami. Teraz zaś jej obszar jest właściwie całkowicie przekształcony przez intensywną działalność setek pokoleń elfów i ludzi. Pierwszą budowlą, która zwróciłaby twoją uwagę byłyby niemal widoczne z Płaskowyżu Opuszczonych ruiny właściwej Wieży Sokołów. Mówią, że to była jedna z młodszych wież tanaonów. Jej ogrom nawet teraz jest niezwykły. Ród Sokołów, który rządzi właśnie z miasta Wieża Sokołów cały czas korzystając tylko z technologii bez udziału magii stara się odbudować te dostojne ruiny. To jedno miasto jest samo w sobie niesamowite. Pierwszy raz zburzone właśnie podczas Wojny Szalonego Lwa przez jakiś czas mogło być niezamieszkane. Tak przynajmniej chcą myśleć jego obecni mieszkańcy. Ja jednak myślę, że Dar’moon prawie na pewno zostawił tam jakiś garnizon złożony głównie z pomiotów chaosu. W każdym bądź razie to jest potężny ośrodek miejski. My jednak w swej wędrówce musimy iść jeszcze dalej na północ. Tuż przy Rzece Królów obecnie rozdzielającej Regolonat Sokołów i Regolonat Serce Smoka znajduje się niewielki miasteczko, obecnie zduszone przez inne potężniejsze ośrodki. To Wilcze Leże. Rodowa Siedziba mojego rodu. Dawno już zaprzestano zwyczaju zwoływania Zjazdów Rodu gdyż zostaliśmy tak rozproszeni i zduszeni przez inne rody młodsze i potężniejsze od nas, że wielu nie byłoby w stanie przybyć. Wielu z nas spadło do stanu pugolonów a jeszcze więcej stało się po prostu peolonami. Jak to mawiał mój ojciec „Byliśmy zbyt szlachetni”. To nasi przodkowie nie pozwolili zaginąć Prawdziwej Świętej Krwi.… Cóż za bardzo rozczulam się. Fakt jednej gałęzi udało się zawładnąć tym miastem. Teraz zaś różni specjaliści od rodowodów roztrząsają, kto ma odziedziczyć ten teren. Ja zaś sobie spokojnie zarządzam tym wszystkim aż do czasu rozstrzygnięcia tej dość skomplikowanej sprawy. Później zaś trzeba będzie się spakować do dwóch niewielkich walizek i dalej ruszać w drogę.

Julia Wilczek spojrzała w oczy swego rozmówcy po czym stwierdziła.

– Może tak może nie.

Nastały długie dni oczekiwania. Po siedmiu dniach Tomasz Rybak otrząsną się na tyle z strachu, że mógł dalej pracować. Przez ten czas agentka Klaudia Wróżka dokonała dość znacznego postępu tak, iż udało się jej uruchomić całą Bazę nr 15. W końcu w pierwszych dniach nowego roku agent Tomasz Rybak poinformował, że udało mu się całkowicie uruchomić systemy obsługujące Portal.