Wiersz Marcina Rusina.

gdzieś po północy kilka łez

i ustrój bezradności świec gdy wnika wiatr

gdzieś na werandzie blues

i stukot kurz ponosi w świat

nie wierzę w nic

nie wierzę w nic

 

zza siedmiu gór zardzewiałych krat

zza okien domów padających na

beton jak na pysk piszę

nic

zupełnie nic

 

usłysz mnie na skórze

spowity dymem niecierpliwy szept

tańczący w noc umierający w dzień

umierający w dzień

 

nad nami ktoś narysował dach

niepewność weszła przez niedomknięte drzwi

i słowa bardziej bolały niż

niedzielny świt