Znowu byli na tym samym dachu co wtedy. Osiemdziesiąt maszyn stało spokojnie na Równinie Zaginionych Dusz.

Szalony Pies patrzył na nie. Nie były rozciągnięte na całej długości frontu a tylko na tym jego odcinku którego dawniej broniła tylko 36 Kompania Piechoty. Szalony Pies stwierdził.

– Ściągnąć szyk. Najprawdopodobniej uderzą w centrum.

Włodzimierz Kieł zszedł do centrum komunikacji gdzie pracował również Tomasz Rybak i jego towarzysze. Żołnierze po jakimś czasie wykonali rozkaz. Zaraz potem siły technomantów ruszyły do natarcia. Włodzimierz wróciwszy na stanowisko stwierdził.

– Kapitanowie kazali przekazać, że zdobyczne karabiny zostały przekazane oddziałom, jako broń ciężka. Agentka Aiko Tokugawa prosi o pozwolenie na dołączenie do walczących wraz z swoim praktykantem Mieszkiem Toporem.

Szalony Pies obserwując przelatujące pociski i impulsy odpowiedział.

– Niech zajmą pozycje bojowe. P-05-31-01 ma zostać zamknięta w przydzielonym pokoju.

Włodzimierz zszedł przekazać rozkazy. Wrócił razem z Aiko i Mieszkiem, którzy zaraz rozstawili się na tym samym dachu tylko trochę bliżej krawędzi.

Wrogie maszyny mimo dość intensywnego ognia nacierały dalej. Ich natarcie zatrzymało się jednak trzysta metrów przed linią pierwszych okopów. Widać było, że wrogich maszyn jest więcej niż osiemdziesiąt. Amunicja jednak się wyczerpywała. Oni zaś nacierali dalej. W końcu Szalony Pies stwierdził.

– Aiko otwórz ogień!… Ogień tandemowy! Włodzimierzu pośpiesz Tomasza! Zaraz cholera się przebiją!!! Czas nam się kończy! Gdzie jest to pospolite ruszeni!!!!

Rzeczywiście wraz z wyczerpywaniem się amunicji do broni ciężkiej linia wrogiego natarcia się powoli zbliżała do okopów.

Po jakimś czasie od odejścia Włodzimierza odezwały się bębny. Dwa długie, dwa krótkie. Każdy kto miał w krwi choćby kilka kropli orkijskiej krwi wiedział co to oznacza. Prostą komendę: do ataku! Jakby na potwierdzenie tego spomiędzy bloków wynurzyła się potężna fala mieszkańców miasta. Szalony Pies zaraz skierował tam swoją lornetkę. Tłum wynurzył się głównie od strony „Bagna”. Po środku zaś coś lśniło blaskiem tak mocnym, że Szalony Pies nie mógł dojrzeć co to dokładnie jest.

Domyślał się jednak, że może to był Dar Twórców miecz Dar’runona Czerwonego. „pająki” zaraz podjęły próbę zmiany szyku, ale ze względu na to, że były jeszcze ostrzeliwane przez wojsko znajdujące się w okopach manewr ten był wykonywany z pewnym wahaniem wskutek czego nie był wystarczająco skuteczny. Odgłos uderzanie był straszliwy. Wśród warkotu bębnów dało się usłyszeć.

– Chwała bohaterom! Ekos her ureros!

Te dwa okrzyki stawały się coraz bardziej donośne. Choć wróg ciągle otrzymywał posiłki to tylko z ledwością był w stanie utrzymać linię frontu na swoim miejscu. W końcu niedługo po zachodzie słońca udało mu się pomyślnie wykonać manewr odwrotu. Bębny ucichły i nastała typowa dla tego miasta nocna cisza. Na dach wrócił Włodzimierz.

– Witaj seneszalu. To była wspaniała bitwa.

Szalony Pies spojrzał jeszcze na ledwo widoczne w ciemności pobojowisko, aby stwierdzić.

– Cóż nam po wygranej bitwie, jeśli przegramy wojnę.

Włodzimierz odrzekł.

– Wasza Wysokość ma całkowitą rację. Myślę jednak, że teraz wojna wkroczy w decydującą fazę. Zresztą pan Włócznia swoim zwyczajem prosi na późną obiadokolację. Oczywiście agent Biały Kapelusz będzie też obecny.