Przebudzenie był naprawdę nieprzyjemne gdyż został porażony prądem. Szalony Pies momentalnie wstał, ale zaraz potem dostał w twarz czymś w rodzaju bryły lodu. Dopiero w tym momencie doszedł do siebie i zobaczył twarz Ili’maji Moon. Wyrażała najprawdziwszy gniew. Szalony Pies wiedział, że jest w bardzo złej sytuacji. Kolejne uderzenie lodowej bryły uświadomiło mu, że to otulona lodowym całunem dłoń młodej tanaji go tak okrutnie chłostała. Miała już uderzyć po raz trzeci gdy odezwał się agent Tropiciel

– Agentko Moon proszę się uspokoić to była naprawdę dobrze wykonana akcja. Po prostu profesjonalistki. Zresztą na chwilę obecną wszystko dzieje się zgodnie z planem. On miał być porwany.

Szalony Pies widząc, że pierwszy gniew moonitki mija rzekł.

– Pan sierżant Dar’runon Czerwony nim zasnął spytał mnie czy powinien się oświadczyć. Ja zacząłem przytaczać opinie poszczególnych członków mojej rodziny. Nim skończyłem skarcił mnie i powiedział, że interesuje go to co jest słuszne a nie zdanie tego lub tamtego. Jestem przekonany, że jeśli dałoby mu jeszcze jeden może dwa dni oświadczył się pannie.

Zaraz potem temat podjął agent Tropiciel.

– Ja myślę, że niecierpliwość panny jest tu największym problemem. Trzeba pamiętać, że on sam siebie uważa za żertwę Szalonej Pani. Tacy zaś oświadczają się z wielkim trudem. Ja zaś dumam, że jak ta wojna się skończy to się szybko oświadczy.

Ili’maja osiadłszy na łóżko stwierdziła.

– Kapłan był już umówiony. Pierścionki odlane. Kuchnią miała się zająć żona Najwyższego Mistrza Loży Cielesnych wraz z córkami. Maska weselna już czeka.

Agent Tropiciel stwierdził.

– Tylko pana młodego brak. Cóż nasza w tym głowa, aby się znalazł. Młody! Dzwoń do agenta Białego Kapelusza. Zaczynamy!

Agent Graszeryta odpowiedział.

– Tak jest!

Zaraz po tych słowach ruszył biegiem do najbliższego telefonu. Agent Kieł zaś rzekł.

– Słuchaj agentko Moon moim zdaniem agent Czerwony to osoba obrotna i wyjdzie z tej przygody żywy.

Ili’maja na te słowa takiej udzieliła odpowiedzi padając na ów fotel na jakim spał wcześniej Szalony Pies.

– Z Równiny Zaginionych Dusz jeszcze nikt żywy nie wrócił. Rozumiesz nikt!

Włodzimierz przyklękną tak aby mieć oczy na wysokości oczu Ili’maji i powtórzył.

– On wróci. Znam go co prawda tylko nieco ponad dwa lata, ale już zobaczyłem, że to osoba obrotna i z naprawdę wielu przygód potrafiąca unieść głowę całą. Zresztą sam mówił i kapitan mu przytakną, że dla realizacji planów technomantów jest on potrzebny żywy. Jakby chcieli go zabić to już by to uczynili. Jego poprzednika przecież zabili w łóżku.

Ili’maja siedziała dalej a jej twarz dalej wyrażała zgryzotę jakąś straszliwą jakby wspominała jakiś występek nikczemny, którego skutków nie sposób już cofnąć. Włodzimierz o nic nie pytał wiedząc, że to tylko jeszcze bardziej rozprułoby jej serce już teraz pełne boleści. Agent Kieł starał się przez jakiś czas ją pocieszyć jednak ona była tak pogrążona w rozpaczy, że żadne argumenty i wspomnienia nie były w stanie ponieść zamierzonego skutku tak jakby całkiem w rozpaczy się pogrążyła.

Był to jednak dopiero początek jej cierpień gdyż po jakimś czasie wrócił Szalony Pies. Widząc go podniosła oczy miała je, bowiem opuszczone jak to zwykle bywa u osób dotkniętych żalem i goryczą. Ten jednak stanąwszy i oddech uspokoiwszy stwierdził.

– Gorzej. Agent Biały Kapelusz próbował wysłać „Protokół Nemezis”, ale okazało się, że wszystkie rdzenie zostały z tamtej strony zablokowane tak jak to się stało z rdzeniem agentki Wróżki.

Włodzimierz rzekł.

– Cwane bestie.

Ili’maja o ile wcześniej tylko popłakiwała to teraz już całkiem uderzyła w tak rozdzierający płacz i zawodzenie, że wszyscy znajdujący się w sypialni zaczęli się lękać o jej życie, bowiem rzeczą powszechnie znaną było to, że tak wielka rozpacz i zaćmienie serca jest częstą przyczyną samobójstw. Na domiar złego zaraz do sypialni wpadł jeden z kapitanów nie świadom jeszcze, że doszło do porwania seneszala przybył po rozkazy.

– Panie seneszalu…

Dopiero w tej chwili dostrzegł co się stało. Wycie Ili’maji zmroziło mu duszę. Agent Szalony Pies wymieniwszy z Włodzimierzem spojrzenia powiedział.

– Jestem osobistym adiutantem seneszala. Proszę mów jakbyś przed nim stał. Znam sprawy i jego plany. To porwanie było zaplanowane.

Kapitan ostrożnie powiedział.

– „Pająki” szykują się do natarcia. Udało się nam doliczyć już teraz osiemdziesiąt sztuk. Nie wiemy czy do uciekinierzy czy też wróg otrzymał posiłki.

Szalony Pies rzekł.

– Dobrze. Wszystko idzie dobrze.

Kapitan stwierdził.

– Nie rozumiem. Przecież jeszcze nie jesteśmy gotowi do obrony.

Szalony Pies odpowiedział.

– Powiem ci, że mamy broń, która jak mniemamy jest w stanie ich pokonać. Jednak, aby jej użyć potrzebujemy tylko jednego. Połączenia z Matrycą technomantów. Jeśli zaś to uzyskamy to zwycięstwo będzie nasze.

Kapitan odrzekł.

– Nie mamy dość sił, aby powstrzymać osiemdziesiąt „pająków”. Zapasy amunicji są marne. Żołnierzy brakuje. Ty zaś mówisz wygramy.

Szalony Pies rzekł.

– Nie ja tak uważam, ale Zabójca Krwawego Topora.

W tym momencie odezwał się Włodzimierz.

– Jeśli żołnierzy ci brak to ogłoszę pospolite ruszenie wśród mieszkańców. Oczywiście, jeśli seneszal Szalony Pies dozwoli.

Szalony Pies powiedział.

– Zezwalam. Potrzebujemy jednak znaku. Czegoś, co symbolicznie przypomni obecność Dar’runona Czerwonego z rodu Lewej Gałęzi Smoczego Drzewa Pogromcy Krwawego Topora.

Ili’maja uspokoiła się trochę. W końcu powiedziała.

– Idę do kaplicy. Po otuchę.

Szalony Pies po chwili rzekł.

– Kto może niech stanie do walki. Ci zaś, którzy nie mogą niech idą do świątyń modlić się o zwycięstwo. Każdy niech wspomoże walczących tak jak potrafiły. Tomasz Rybak niech weźmie, co bardziej rozgarniętych w sprawach technicznych i informatycznych mieszkańców i spróbuje opracować sposób na wykonanie włamania do rdzenia technomantów na odległość. Wszyscy niech przygotują się do walki. Jeńców… cóż ich opiekunki będą wiedzieć co z nimi zrobić. Włodzimierzu jakbyś był tak miły służyć mi pomocą podczas dowodzenia.

Włodzimierz odpowiedział.

– Tak jest panie seneszalu!