Mieszko ostrożnie otworzył oczy. P-05-31-01 choć już się obudziła dalej patrzyła na niego. Ich oczy były naprawdę blisko siebie. Wojowniczka zapytała.
– To co wstajemy?
Mieszko odpowiedział.
– Chyba tak.
Dopiero jak się podniósł zobaczył jako za P-05-31-01 na niewielkim krzesełku siedzi Aiko. Momentalnie poderwał się.
– Przepraszam za zaśnięcie na posterunku. Oddech P-05-31-01 był tak uspokajający. Działał na mnie jak kołysanka.
Aiko odpowiedziała.
– Nie obudziłam cię, więc się nie tłumacz. Dobra teraz pod prysznic. Najpierw P-05-31-01. W innej kolejności mogłyby wystąpić różne dziwne sytuacje. Mi seneszal kazał w wolnej chwili pilnować pustkowi czy coś z nich nie wypełza. Mieszko jakbyś był miły pilnować pustkowi jak nas nie będzie. Nie używaj zimnej wody. To nie jest zbyt skuteczne. Jak wrócimy przyjdziemy z Włodi-kun. On ma lepsze metody na takie problemy.
Mieszko jak zostali sami z Aiko stwierdził.
– Jesteście parą z agentem Tropicielem już długo.
Aiko odrzekła.
– Wiem do czego zmierzasz. Zastanawiasz się dlaczego jeszcze mi się nie oświadczył.
Mieszko znowu poczuł się dziwnie. Jakby czytano mu w myślach. Odpowiedział.
– Tak. Jak się domyśliłaś o co chodzi?
– To jest proste wszyscy nas o to wcześniej czy później pytają. Mi po prostu nie wypada wyjść z inicjatywą. Sensei uważa, że mimo wszystko powinnam zmusić go do zadeklarowania się w prawo czy w lewo. Moi rodzice też tak uważają. Przynajmniej od czasu kiedy mi wybaczyli.
Mieszko poczuł, że usłyszał coś czego jeszcze nie powinien usłyszeć. Trwał, więc w ciszy próbując wymyślić jak zadać tak pytanie na tak prywatny temat. W końcu wróciła P-05-31-01 Mieszko nic nie powiedział tylko poszedł do swojego pokoju gdzie miał już przygotowane majtki aby następnie ruszyć do łazienki. Całe pomieszczenie zdawało się nią pachnąć. Mimo zakazu nauczycielki zdecydował się użyć zimnej wody.
Mieszko wyszedł w swoim białym szlafroku. Chciał po prostu położyć się w swoim pokoju aby trochę przeschnąć. Tam jednak już czekała P-05-31-01. Była ubrana w szlafrok. Stwierdziła.
– Panna Tokugawa powiedziała, że mam chwilę wolnego… Zrobiłeś to.
– Co?
– Użyłeś zimnej wody.
Mieszko poczuł się dosłownie zdruzgotany. Te dwie kobiety go rozpracowały w ciągu kilku dni. W końcu spytał
– Aż tak widać?
– Nie. Jak ktoś wie gdzie patrzeć to zobaczy.
P-05-31-01 powiedziawszy to uśmiechnęła się w ten swój nieco dziecinny sposób. Mieszko spokojnie usiadł na swoim łóżku. Jej jeszcze krótkie włosy były lekko wilgotne i zdawały się pachnieć jeszcze mocniej niż zwykle. Usiadła u boku Mieszka i wtuliła się w jego bok powoli osuwając się na jego nogi. Mieszko choć nie mógł objąć jej całej jednym spojrzeniem to błądząc wzrokiem to w górę to w dół nie mógł się nadziwić jej pięknu. Trwał tak w milczeniu czasem przeczesując jej włosy. Ciągle widoczne były ślady tego jak krótko ją strzyżono wcześniej. Teraz jednak jej włosy nie wybrzmiewały smutkiem a raczej nadzieją. Jej oczy pełne niewinności. Takiej dziecięcej niewinności pełnej zaufania, którą większość traciła wraz z biegiem życia.
Mieszko poczuwszy w końcu ucisk w nogach ostrożnie podniósł P-05-31-01 jakby była wykonana z drogocennej porcelany. Ona zaś stwierdziła.
– Ucisk naczyń krwionośnych nóg trwał już za długo?
Mieszko uśmiechnąwszy się stwierdził.
– Tak.
Patrzył na nią ostrożnie. Chciał, aby ta chwila trwała całą wieczność. Ognie namiętności gdzieś tam żarzyły się, ale mógł kontemplować jej piękno. Ona zaś pociągnęła go znowu ku łóżku. Czuła się przy nim w niezwykły sposób bezpieczna. Widziała to w jego oczach. To tajemnicze przyjemne coś czego nigdy wcześniej nie widziała.
Ukołysani wzajemnym spokojem stracili poczucie czasu. Czuli się przy sobie dobrze. P-05-31-01 ostrożnie wtuliła się w Mieszka chcąc jakby przyśpieszyć swoje schnięcie a może wziąć jeszcze trochę tej wilgoci, która była w nim aby wydłużyć czas jaki im dano. Ukołysana spokojem pogrążyła się w swego rodzaju sen. Wszystko zdawało się nie mieć znaczenia nawet bliskość Mistrzów.
Aiko jednak musiała ich ocucić.
– Dobrze P-05-31-01. Idź ubrać się do swojego pokoju. Mieszko. Stań na dachu i miej oko na pustkowia. Wezwiemy cię na śniadanie.