07.00 4 dzień miesiąca Gęślarza roku 223 Ery Pokoju

Odrodzone Królestwo Patronii

Regolonat Kobry

Księstwo Wilka

Miasto Wilczy Dwór

Agentka Dziesiątka sprawnie skończyła lekkie śniadanie, które odebrał strzelec Mieszko, którego przyjęła na dalszą naukę. On sam był rudowłosym orkiem o masywniej budowie ciała. Zwykle robił tylko za obserwatora, ale miał już swój wielkokalibrowy karabin wyborowy mogący zdjąć cel nawet z odległości kilometra. Dziesiątka znała kilku strzelców, którzy potrafili trafić z dwóch kilometrów z kawałkiem. Stanowili oni jednak szczyt elitarności. Do tego elitarnego grona należał również ktoś, kogo Aiko nazywała mistrzem. Jej Mistrzem. Sensei. Tak zawszę się do niego zwracała od tak dawna, że to słowo stało się jego imieniem. Część z jej znajomych uważała, że mógł przejść przez koszmar ostatniej wojny. Mawiam, bowiem „Wymagam wiele, bo wiem ile zależy od nas na polu bitwy”. Mówił to w sposób wyraźnie sugerujący jakąś życiową wiedzę w tej materii.

– Coś zauważyłem Pani Aiko.

To był jej uczeń. Zawszę się wracał do niej po imieniu. Zaraz przejęła lornetkę od swojego ucznia i spojrzawszy w pokazywanym kierunku stwierdziła.

– Dobrze. Pamiętaj, że oni mają te swoje pola siłowe. Mogą przeżyć pojedyncze trafienie. Jeśli zobaczysz rozbłysk mów „Trafiony”.

– Pani Aiko powtarzaliśmy to chyba tysiąc razy.

Aiko odrzekła.

– To powtórzymy to tysiąc drugi raz, jeśli będzie taka potrzeba.

Ona przez okular a on przez lornetkę przeszukiwali wrogą kolumnę w poszukiwaniu ważnych celów. Jakieś sześćset metrów przed pozycjami budowniczych otworzyli ogień. Po twarzy Aiko przebiegł grymas zdenerwowania. Zaraz namierzyła pierwszego z napastników. Jak tylko uspokoiła swoje ciało oddała strzał.

– Trafiony.

Szybki ruch ręką aby przeładować i kolejny strzał.

– Trafiony.

Wiedziała, że oddział budowniczych został właściwie przyparty do ziemi przez wrogi ostrzał. Ich sytuacja była niezbyt przyjemna. Wrogie siły liczyły, co prawda tylko cztery drużyny, czyli sześćdziesięciu czterech żołnierzy, ale te trzysta metrów przewagi robiło swoje. Kolejny strzał oddała po chwili zawahania. Nie spodziewała się, że ich osłony będą tak mocne.

– Trafiony. Cel zdjęty.

Wreszcie. Sytuacja tych na dole była jednak naprawdę zła. Byli właściwie przygwożdżeni i jeden po drugim odstrzeliwani. Aiko oddawszy kolejny strzał po potwierdzeniu trafienia stwierdziła.

– Musimy strzelać tandemowo.

Mieszko stwierdził.

– Nie wiem czy potrafię. Trafiony.

– To rozkaz.

– Tak jest. Trafiony.

Pociski strzelały raz po raz. Na jednego żołnierza wroga potrzebowali czasem dwóch czasem trzech kul, ale przeciwnicy szybko znaleźli się w strefie śmierci. Ruchy karabinów musiały być minimalne, aby trafiać i zdejmować wrogów. W końcu jedna z drużyn podjęła próbę ostrzelania pozycji snajperów. Chybiali, więc odbiegli trochę. Aiko uśmiechnęła się. Robili dokładnie to co chciała. Mieszko stwierdził.

– Myślę, że oni są dla nas zagrożeniem.

Aiko nie przerywając ostrzału stwierdziła.

– Stanowią zagrożenie tylko dla siebie.

Stosowali specyficzną taktykę. Oddawali salwę w ich kierunku. Jeśli zaś nie była skuteczna przemieszczali się o kilkanaście metrów i znowu próbowali zdjąć cel.

Nagle jeden z pocisków był o milimetry od trafienia. Mieszko stwierdził.

– Cholera! Myślę, że powinniśmy się ewakuować!

Aiko odrzekła spokojnie.

– Nie. Jeszcze jeden skok i znajdą się dokładnie tam gdzie chcieliśmy aby się znaleźli.

Mieszko coraz częściej chybiał. Nagle usłyszał potężną serię z broni palnej. Aiko stwierdziła nie przerywając ostrzału wrogiej formacji.

– Widzisz. Każdy ma swoją strefę ostrzału. Oni weszli w strefę ostrzału budowniczych. To był błąd.

Od kierunku, w którym najprawdopodobniej była wroga baza dało się zauważyć nadchodzące posiłki. W tym momencie Aiko tuż przy uchu usłyszała.

– Agentka Dziesiątka zgłoś się.

– Tu Agentka Dziesiątka. Kto mówi

– Tu Kapitan Ma’pugolon Wilk.

– Witam szefie. Trochę tego wypełzło.

– Melduj ile.

– Było cztery drużyny.

– Ile zostało.

– Dwie i pół.

– Straty.

– Są.

– Jakie.

– Nie wiem.

– Rozumiem. Słuchaj mam dwie wiadomości. Dobrą i złą.

– Dawaj złą.

– Satelity zauważyły kolejną falę. Jest liczniejsza od tej, ale ma chyba jakieś kłopoty z komunikacją wewnętrzną.

– To była zła.

– Tak. Ta dobra jest taka, że udało się odblokować armię.

– To dobrze. Mam pusto w magazynku. Spróbuję przeładować. Mieszko też za chwilę będzie musiał przeładować. Mam nadzieje, że ci na dole wytrzymają.

– Niedobrze. Wsparcie będzie za jakieś pół godziny może czterdzieści pięć minut. Bez odbioru.

Aiko wstała. Nigdy jeszcze nie oddała tylu strzałów praktycznie serią. Mimo, że zastosowała poduszkę amortyzującą bark ją trochę bolał. Wiedziała, że długo tak nie wytrzyma. Wyciągnęła magazynek i z dużej torby amunicyjnej włożyła kolejne pociski. Mieszko stwierdził.

– Tam na dole przegrywają.

Aiko szybkim ruchem położyła się i włożyła magazynek. Sytuacja była rzeczywiście ciężka. Z dwóch i pół drużyny zrobiło się nagle pięć drużyn. Tamci na dole starali się chować, ale kolejne osłony albo były zniszczone, albo wybuchały. Intensywność ognia z ich stanowiska spadła, gdyż Mieszko właśnie przeładowywał. Jego ruchy były o wiele bardziej nerwowe. Sytuacja też nie była przyjemna gdyż kolejna drużyna wroga podjęła próbę zdjęcia ich. Stosowali tą samą taktykę strzał i skok. W końcu Aiko usłyszała w komunikatorze, który miała w uchu.

– Tu Kapitan Ma’pugolon Wilk. Natychmiastowa ewakuacja. Jeśli tylko możecie opuście dotychczasową pozycję. W drodze po was jest agent Tropiciel. Punkt spotkania wyznaczam na skrzyżowaniu ulic Westchnień i Nowodworskiej.

Aiko momentalnie się oderwała i zarzuciła sobie na plecy swój karabin. Zaraz potem krzyknęła do Mieszka.

– Ewakuacja!

Mieszko też się poderwał. Był trochę przestraszony. Jeszcze nigdy nie słyszał, aby Aiko krzyczała. Najszybciej jak umiał zwinął obie maty i spakował swój karabin. W końcu zadał pytanie.

– Gdzie jest punkt spotkania?

– Skrzyżowanie ulic Westchnień i Nowodworskiej. Wiesz gdzie to jest?

– Tak. To główne skrzyżowanie Starego Zarzecza.

– To nas urządził.

– Spokojnie. Spróbuje nas jakoś wyprowadzić.

Zaraz potem spakował karabin swoje mistrzyni. Pokazał jej, aby zeszli. Aiko stwierdziła.

– To może być zabójcza droga.

– To jest jedyna droga. Zresztą podstawą jest pozbawić ich przewagi zasięgu. Przypominam ci mistrzyni, że w tym mieście każdy ma jakąś sztukę broni.

– Dla zabicia jednego wroga potrzeba przynajmniej dwóch strzałów z wielkokalibrowego karabinu wyborowego.

– Wiem.

Kiedy byli już na klatce schodowej jeden z mieszkańców wyszedł z swojego domu i powiedział.

– Trochę ostro się zrobiło. Wejdźcie. Może uda mi was przechować chwilę lub dwie.

Mieszko wepchnął Aiko do mieszkania, aby po chwili wyjść. Gospodarz spojrzawszy na wycieraczkę zamkną drzwi. Jak byli tam powiedział.

– Mam nadzieje, że nie słyszeli naszej rozmowy. Teraz zachowajcie ciszę i nie podchodźcie do okien.

Aiko tylko uśmiechnęła się i bardzo ostrożnie wybrała miejsce gdzie stanęła.

Za drzwiami dało się zaraz usłyszeć tupot dwóch par ciężkich butów. Ruchy były bardzo szybkie. Ich właściciele lub właścicielki szybko weszli na dach. Gospodarz chodził po mieszkaniu sprawdzając kolejne szuflady. Nagle dało się słyszeć jak jedna para butów wraca. Zaraz potem kobiecy głos stwierdził.

– Na Matryce. Te burze mnie wykończą.

Po chwili dało się słyszeć uderzenie czegoś o podłogę.

– Wreszcie sobie odpocznę od tego cholernego szumu.

Mieszko spojrzał na gospodarza ten skinął głową. Młody policjant ostrożnie podszedł do drzwi. Kobiecy głos dalej ciągnął.

– Na Matryce. Przecież to jest absolutnie niemożliwe aby opanowali technologię niewidzialności Zresztą nawet jeślibym ich znalazła to jak sama bym ich pokonała. Cholera. Niepotrzebnie zutylizowałam P-05-30-05. Wiem, że narzekała na rozkazy, ale czy nie były one dziwne. Ci dwaj strzelcy po prostu znikli. Jak kamfora. Po co nam latać za tym całym „Protokołem Nemezis”. Wysoka Rada całkiem zwariowała. Zaginą to zaginął. Po co mamy go szukać skoro jest on taki niebezpieczny.

Mieszko ostrożnie nacisnął klamkę. Kobiecy głos kontynuował.

– Wysoka Rada całkiem oszalała. Po prostu zamiast ostrożnie zacząć współpracę to zdecydowali się rozwalić całą tą osadę. Przecież widać, że ich budownictwo jest dość solidne. To pewnie robota tego całego Wielkiego Mistrza Aresa lub Mistrzów Fojbosa i Dejmosa oni ciągle potrzebują kolejnych obiektów do swoich eksperymentów. Co oni tam badają, że tak szybko zużywają obiekty. Po prostu nie da się wyrobić z ich zapotrzebowaniem.

Kobiecy głos w końcu ucichł. Mieszko jeszcze przez jakiś czas stał przy drzwiach aby w końcu powoli i ostrożnie je otworzyć.

Stała tam. Ubrana w pancerz złożony z dobrze wyprofilowanych modułów. Opierała się o poręcze klatki schodowej i patrzyła w dół. Była podobna do Antonii tej pochwyconej zabójczyni, ale była od niej wyraźnie młodsza. Jej hełm przypominający nieco kask motocyklowy leżała na podłodze wyraźnie odrzucony. Karabin zaś stał oparty o poręcze. Mieszko najostrożniej jak tylko potrafił zbliżył się do przeciwniczki. Ta wyrzuciwszy z siebie żale stała zamyślona zupełnie nie przejmując się otoczeniem. W końcu Mieszko zasłonił jej usta jedną dłonią a w drugiej trzymał pistolet, który szybko przyłożył jej do głowy.

– Żadnych głupot a nikomu nic się nie stanie.

Kobieta ostrożnie kiwnęła głową. Mieszko z równą ostrożnością wycofał się z powrotem do mieszkania. Aiko szybko wzięła karabin pochwyconej i wróciła.

Gospodarz zabrawszy hełm z uznaniem stwierdził.

– Nieźle. Całkiem sprawna akcja. Przy okazji nazywam się Michał Włócznia.

Aiko odrzekła.

– Z całym szacunkiem panie Michale, ale odniosłam wrażenie, że jest pan orkiem.

Michał odpowiedział.

– W pewnym sensie jestem. Ćwierć krwi orkiem. Moja babka od strony matki była orkijką. Pozostałe trzy ćwiartki mojej krwi to prawdziwa historia tego miasta. Tak. W mieście, w którym zginąć jest chyba najłatwiej w całym królestwie moja rodzina sięga swymi korzeniami aż do odnowienia tego miasta w roku 310 lub 311 Ery Odrodzenia. Tak to kawał czasu.