Dar’runon i Ma’pugolon spokojnie wyszli z dworu książęcego i skierowali się do czekającego na nich Szalonego Psa, który zapytał. – Czy z księciem wszystko w porządku?

Dar’runon odrzekł.

– Nie. Miał niedawno zawał serca. Z tego co zrozumiałem dość duży. Wyratowali go, ale spodziewają się, że następny zawał lub udar będzie już śmiertelny.

Szalony Pies usłyszawszy to rzekł.

– Nad Księstwem Wilka gromadzą się ciemne chmury.

Ma’pugolon zapytał Szalonego Psa.

– Czy dobrze rozumiem, że nie jesteś stąd?

Szalony Pies odpowiedział.

– Tak. Jestem z Księstwa Lwa.

Ma’pugolon zapytał wobec tego.

– Co robią Graszeryci w Księstwie Lwa?

– Cóż. Moi przodkowie należą do zachodniej linii Graszerytów. Osiedlili się w Księstwie Lwa niedługo po zakończeniu Wojny w Sercu Smoka czyli roku 167 Ery Odrodzenia. Graszeryci i rody wywodzące się z nich zawszę chętnie uczestniczyli w walkach jakie toczyli władcy Odrodzonego Królestwa Patronii. Powiedz wojnę a ja powiem gdzie byli moi przodkowie.

Ma’pugolon przed dłuższą chwilę myślał jak tu zagiąć młodego orka aż w końcu powiedział.

– Wojna Szalonego Lwa.

Szalony Pies uśmiechnąwszy się rzekł.

– Graszer który później ma otrzymać przydomek Jednoręki ochraniał uciekającą Ili’miję córkę Wojciecha Topora tą która w świetle przepowiedni miała zostać żoną Prawdziwego Dziedzica Królestwa Patronii potomka Hipol’iliji córki króla Min’runona Ostatniego Sprawiedliwego. Szczerze mówiąc ród Runonowiczów, którego członkowie byli władcami obu Królestw Patronii tak Starego, jak i Odrodzonego wygasa. Mój ojciec spodziewa się, że stanie się to w tym lub następnym pokoleniu.

Ma’pugolon stwierdził.

– Tak. To smutne, że tak starodawny ród w tym lub następnym pokoleniu wygaśnie. Jest bardzo stary. Słyszałem, że najbardziej zawzięci badacze są w stanie połączyć Runonowiczów aż z Królami Wzgórza Strachu. To zaś oznacza, że dzieje tej rodziny obejmują całą znaną nam i spisaną historię Patronii. To ponad siedem tysięcy lat. Prawie osiem tysięcy. To wprost nieprawdopodobne jak starodawny to byłby ród.

Dar’runon stwierdził.

– Skoro już przy rodach jesteśmy. Zastanawiam się jakie jest pokrewieństwo między tobą mój przyjacielu a księciem Wilka.

Ma’pugolon najpierw coś liczył na palcach potem przez dłuższą chwilę coś mamrotał najpewniej przypominając sobie imiona swoich kolejnych przodków aby w końcu stwierdzić.

– Wybacz, ale zgubiłem się. Zawiłości pokrewieństwa mogą być nie do ogarnięcia nawet dla elfa, który potrafi wymienić wszystkich swoich przodków w linii prostej aż do Wojny Szalonego Lwa. Wybacz, że jestem tak zuchwały, ale czy nie jesteś przypadkiem potomkiem Królów Przeklętych?

Dar’runon najpierw milczał a potem westchnąwszy rzekł.

– Tak. Bardzo dalekim. Przy okazji. Żyjesz tylko dlatego, że cię bardzo lubię.

Ma’pugolon najpierw się trochę przestraszył a potem rzekł.

– Przepraszam. To musi być dla ciebie bolesne i trudne. Tym bardziej, że szkolni koledzy potrafią być naprawdę bezduszni.

Dar’runon orzekł.

– Tak. Szczególnie jedna ich odmiana. Wzorem goblinów czerpią oni jakaś dziką rozkosz z dokuczania słabszym i wyrządzania im najsubtelniejszych złośliwości… Wracając jednak do naszych baranów co dalej z naszym śledztwem?

Ma’pugolon opowiedział.

– Agent Biały Kapelusz z pewną pomocą agentki Wróżki i jeszcze kilku znajomych próbują rozgryźć czym jest ten cały kombinezon i odnaleźć jakieś skuteczne metody przeciwdziałania ewentualnym dalszym akcjom ze strony wroga. Jest to w znacznym stopniu utrudnione ze względu na poważne uszkodzenie urządzenia sterującego. Próbki miecza zostały przekazane do Królewskich Zbrojowni celem dalszych analiz. Tak samo próbki materiału z którego został wykonany kombinezon. Biały Kapelusz i jego znajomi są na etapie ustalania modeli teoretycznych mających wyjaśnić sposób funkcjonowania kombinezonu. Jak ostatnio z nim rozmawiałem mówił coś o metamateriałach aktywowanych przez przyłożenie napięcia elektrycznego. Dokładniejsze badania wymagają testów terenowych.

W każdym bądź razie majster Wściekły Mors został poinformowany o tym, Obiecał spróbować przeprowadzić „Testy Terenowe jakich wasi jajogłowi jeszcze nie widzieli”. To mnie trochę martwi. W każdym bądź razie dostałem też wiadomość od Regol’liji Sity Kobry znanej szerzej pod swoim przydomkiem Czerwona Kobra.

Szalony Pies zapytał.

– Czy mam rozumieć, że wypuszczono Czerwoną Kobrę?

Ma’pugolon odpowiedział.

– Tak i to już dość dawno temu. Wiem, że to brzmi niezbyt ciekawie, ale cóż była nam potrzebna do opanowania sytuacji w jej Regolonacie. Regolon Ma’kirolon Feniks okazał się niezbyt delikatny podczas próby zakończenia Wojny Nagijskiej.

Dar’runon zapytał.

– Czy powinienem o tym konflikcie słyszeć?

Ma’pugolon odpowiedział.

– Nie. To była jedna z tak zwanych tajnych wojen. Początkowo ostatni Mistrz Cieni uznał, że chodziło po prostu o jakieś tam wewnętrzne wojny związane z frakcjami jakie niestety bardzo często się formują w różnych miejscach potężnej machiny biurokratycznej jaką bez wątpienia jest Odrodzone Królestwo Patronii mimo dość dużego zakresu władzy jaki posiadają lokalne ośrodki. Wojna Nagijska bardzo szybko okazała się o wiele poważniejszym konfliktem niż się nam wydawało. Doszło do kilku poważnych incydentów mający znamiona ataków terrorystycznych. Ijoni z Księstwa Kobry noszący swoje dawne tytuły Radżów okazali się nadzwyczaj nie sterowni. Powtarzali jak mantrę, że rozkazy przyjmują tylko od Maharadży lub Maharani. Oczywiście Regolon Feniks był zdziwiony gdyż uważał, że o on jest Maharadżą, więc problem był dla niego całkowicie niezrozumiały. Od naszej strony patrząc taki był. Zwykło się bowiem utożsamiać tytuł Regolona Kobry i Maharadży. Oni znaczy się radżowie widzieli to trochę inaczej. W końcu doszło do tego, że sprowadzili kilkunastu kapłanów ich Starych Bogów zwanych braminami czy jakoś tak aby odczynili urok jakiego ofiarą padł w ich mniemaniu Regolon Feniks.

Dar’runon korzystając z drobnej przerwy stwierdził.

– Medycyna ludowa i świetlik1 to połączenie nigdy nie może oznaczać niczego dobrego.

Ma’pugolon kontynuował.

– Dostojny Feniks usłyszawszy o tym wszystkim kazał swoim pugolonom dorwać tych mędrców i ich spalić jako okultystów i stronników opaonów. Oczywiście zrobił to nie czekając na wyrok sądu albo przynajmniej opinię miejscowego prawnika. Radżowie zaraz uznali go za nieczystego i jak jeden mąż uznali, że nie będą współpracować. Dziwne incydenty i nocne widziadła zaraz nabrały takiej siły, że sam Regolon Feniks uznał w końcu po spaleniu jeszcze kilkunastu braminów i kilkudziesięciu prawników, którzy próbowali ich bronić, że nie jest w stanie wypalić okultyzmu z tych terenów. Myślę, że bardzo pomogło w tym, że on sam bardzo źle znosił regularne deszcze monsunowe jakie nawiedzają tamte tereny. W każdym bądź razie uznano, że Sita Kobra musi zostać przywrócona na swój urząd gdyż innego rozwiązania tego problemu nie ma i nie będzie.

Można było jeszcze spróbować wypalić ogniem ten bunt, ale potrzebne do tego siły mogłyby okazać się zbyt wiele w stosunku do naszych możliwości. Wracając do sprawy. Dar’runonie w związku z tym, że może mnie nie być dłuższy czas to proszę cię o opiekę nad moją drużyną do mego powrotu. Oczywiście napiszę ci odpowiednie upoważnienia na wypadek gdyby się coś stało. W każdym bądź razie spodziewam się powrócić w ciągu dziesięciu dni. Jeślibym nie wrócił przed upływem piętnastego dnia ani nie dał żadnych nowych poleceń możesz wszcząć procedurę uznania mnie za zaginionego. Nie spodziewam się niespodzianek, ale ten kto przechodzi obok smoczej jaskini musi szykować się na śmierć.

Dar’runon stwierdził.

– Tam jest legowisko czegoś gorszego od smoka i tysiąc razy od niego niebezpieczniejszego. Tam jest Serce Matni. Ili pisała, że czasem północny wiatr przywiewa tamtejszą rozpacz aż do Wieży z Kości Słoniowej. Serce Matni bije w swoim rytmie pochłaniając kolejne tysiące i wypluwając je zatrute bezsilnością, rozpaczą i tępym gniewem który cały czas szuka sobie ujścia.

Szalony Pies stwierdził.

– Myślałem, że ten cały gniew wypalił się w ostatnich buntach.

Ma’pugolon odrzekł.

– Nie. To był tylko jego nieznaczny ułamek. Serce Smoka bardzo szybko zgasiło pożar. Ten tępy gniew dalej szuka sobie ujścia. Ciągle szuka. Kogoś na kim mógłby wyładować swoją energię. Tak ta seria buntów była jego najsilniejszym wyładowaniem od stuleci. On ciągle jest tam pod cienką pozłotą codzienności. Ciągle kipią jego ogromne pokłady. Szukają okazji do wyładowania się. Kogoś kto będzie zastępczą ofiarą wobec niemożności ukarania właściwych winnych. Słyszałeś pewnie o tym co się stało w naszym więzieniu dwa lata temu. Każdy myśli, że on zachowałby się inaczej. On nie zgwałciłby więziennej strażniczki. On nie kazałby im paradować w samych majtkach lub wręcz nago. On nie uderzyłby jej nawet raz nie mówiąc o skatowaniu na śmierć. On nie wezwałby demona.

Dar’runon stwierdził.

– Ja nie jestem pewny jakbym postąpił na ich miejscu.

Szalony Pies totalnie poczuł się zdruzgotany. Policjant którego niemal wielbił i myślał o nim jak o wzorcu powiedział coś tak niezwykłego. Rzekł tylko.

– Nie rozumiem tych słów.

Dar’runon orzekł.

– Posterunkowy Graszeryto ty nie tylko nie rozumiesz tych słów. Ty jesteś przerażony tymi słowami… Nie musisz nic mówić. Rozumiem cię. Myślę, że już teraz w ciągu dwóch lat zrobiono mi poważną krzywdę w rodzaju tych krzywd jakie robi się wszystkim bohaterom Patronii. Tworzy się z nich nadludzi chodzące ideały. Cóż mogę powiedzieć? Patronia zawszę potrzebowała takich chodzących ideałów, które nawet puszczają gazy o zapachu fiołkowym. Zawszę potrzebujemy wzorców do których dążyły. W obecnych czasach nawet bardziej niż zwykle. Wracając do wywodu mojego przyjaciela. Cały czas ten tępy gniew krąży żywiąc się ogromnymi pokładami frustracji. Każdy z nas bywa na coś zdenerwowany. Na niską płacę, na „szklany sufit”, na złośliwego szefa, na bezowocny wysiłek, na za mały zysk względem włożonych nakładów pracy i tysiąc tysięcy innych powodów.
Niewielu w Patronii jest w stanie wyciszyć ten gniew. W niewielu przypadkach jest możliwe wyładowanie go na właściwym celu. Gniew zaś powoli wrasta w serce i tam się rozwija. Nie mogąc uderzyć tam gdzie powinien cały czas szuka sobie ujścia. W końcu trafia na inny Gniew skierowany w ten sam cel. Czasem wtedy wyładowuje się w drobnych oszustwach czasem zaczyna krążyć między tymi dwoma osobami zatruwając już nie tylko serca ale i umysły. Rodzi się pragnienie zemsty na większą skalę. Niewielu jest w stanie na tyle opanować swój Gniew, aby osiągnął on aż taki poziom sublimacji. Czasem wokół takich Mistrzów Gniewu zaczynają się zbierać mniej zdolne osoby. Mistrzowie Gniewu zbierają zaś ten dodatkowy Gniew, który choć w wielu osobach stanowi swego rodzaju jedność i kierują ku jednemu celowi. Nadają mu kierunek, ale siła czy forma już nie jest pod ich kontrolą. Gniew zaczyna zalewać kolejne osoby aż powstaje zdolna do wszystkiego tłuszcza, która kierowana przez Gniew potrafi uczynić wszystko. Nawet czyny tak przerażające. Prawda jest taka, że tylko nieliczni są w stanie nie dać się porwać tłuszczy napędzanej przez Gniew. Sam nie zaliczyłbym się do tej garsteczki.

Szalony Pies wysłuchawszy tych słów zamilkł. Milczał, gdy szli długą drogą do komisariatu. Transport publiczny, bowiem mimo upływu dwóch lat od tamtego buntu jeszcze nie doszedł do siebie. Szli w milczeniu patrząc jak ich miasto, które powoli stawało się „ich” dla całej trójki zdrowiało z ran zadanych mu przez tamten bunt. Jedynym śladem po buncie byli uliczni mówcy, którzy przemawiali pragnąc przekonać mieszkańców do swoich racji albo zdawali im sprawę z wypełnionej delegacji. Czasem dwóch ulicznych mówców publicznie dyskutowało nad jakaś sprawą. Najwięcej wśród słuchaczy było jueros to jest młodzieży w wieku od dwunastu, trzynastu lat do siedemnastu, osiemnastu lat, których nauczyciele wysyłali, aby przysłuchiwali się mówcom. Nie byli oni oczywiście sami.
Nauczyciel też słuchał tej mowy czy też dyskusji, aby samemu wiedzieć o jej temacie i formie gdyż planował z swoim wychowankami następnego dnia dokonać analizy tejże mowy, aby pokazać, na co mówca powinien zwracać uwagę. Nauczyciele zauważyli już, że sztuka przemawiania będzie przydatna ich wychowankom. Nie wiedzieli oni, bowiem czy przypadkiem los nie ciśnie któregoś z ich wychowanków do jakieś delegacji. Z resztą umiejętność sprawnego prowadzenia dyskusji czy to publicznej czy to prywatnej wobec przemian, jakie zaszły przez owe dwa lata jawiła się, jako umiejętność niemal tak niezbędna jak czytanie czy pisanie. Osoby zaś o wybitnie sprawnym umyśle znajdowały miejsce w szkołach, aby właśnie uczyć owego porządku myślenia.

Ma’pugolon w końcu odezwał się widząc kolejnego mówcę zgaszonego przez nauczyciela, który jednym prostym pytaniem rozbił całą strukturę wywodu „O zbyteczności władzy zwierzchniej”

– Pierwsze koty za płoty. Łatwo jest mówić trudniej jest bronić swojej mowy.

Dar’runon rzekł.

– Widać, że mówcy nie mają jeszcze w zwyczaju najpierw w ciszy swego mieszkania przepracowania swoich pomysłów

Szalony Pies rzekł.

– Myślę, że to był jeden z tych ludowych mówców, jaki okrutna masa wylęgła się ostatnio. Głoszą chyba wszystkie możliwe dziwactwa.

Ma’pugolon chcąc pocieszyć swych towarzyszy powiedział te słowa.

– Cóż. Różne poglądy się rodzą. Nie nazywałbym ich dziwacznymi. Mądra dyskusja dla poglądów jest tym, czym ogień dla złota czy srebra. Społeczeństwo nasze umiejętność mądrej dyskusji właściwie do dzisiaj trzymało dla nielicznej garstki. Teraz zapotrzebowanie na mówców wzrosło niezwykle i co jest rzeczą normalną różnego rodzaju podróbki zaczęły wyrastać jak grzyby po deszczu. Nie przejmuj się tym. To całkowicie normalnie.

1/Świetlik- tutaj potoczna nazwa członka Loży Świetlistych.