Siedząc w swoim starym gabinecie Dar’runon przeglądał przysłane mu przez techników dokumenty i wstępne analizy. Rozległo się pukanie?

– Proszę.

Do gabinetu wszedł jakiś posterunkowy zasalutowawszy powiedział.

– Panie Sierżancie przyszło pismo od Komendanta Miejskiego, że zostałem przydzielony do śledztwa prowadzonego przez Pana Sierżanta w sprawie zabójstwa Mieczysława Potężnego Tura Kowalskiego. Nazywam się Bolesław Szalony Pies Graszeryta z plemienia Topora.

Dar’runon odłożył papiery i spojrzał na swojego nowego partnera. Był to rudowłosy młody ork najpewniej czystej krwi sądząc po dość ciężkich rysach twarzy i sylwetce. W końcu zapytał.

– To z tobą posterunkowy wczoraj rozmawiałem przy miejscu zbrodni?

Posterunkowy odpowiedział.

– Tak jest panie sierżancie.

Dar’runon zapytał wobec tego.

– Gdzie pracowałeś wcześniej?

Szalony Pies odpowiedział.

– Nigdzie panie sierżancie. W związku z tymi zaburzeniami zostałem przydzielony tutaj prawie natychmiast po zakończeniu studiów. Tutaj są moje wyniki.

Dar’runon tylko dość pobieżnie przejrzał podane mu dokumentu, po czym powiedział.

– Zdanie twoich nauczycieli interesuje mnie w stopniu minimalnym. Jak widzisz tu leżą dokumenty z naszej pierwszej sprawy. Kilka z nich napisanych przez ciebie. Przejrzyj je a ja powiem ci co ja o tej sprawie myślę. Po pierwsze obcięcie głowy łopatą wydaję mi się niezbyt prawdopodobne. Zleciłem co prawda analizę plam krwi w celu ustalenia gdzie znajdowały się łopaty w samym momencie zbrodni. Mi jednak wydaję się, że obie były w pewnie odległości od rany. Jeśli mam rację to by oznaczało, że żadna z nich nie jest narzędziem zbrodni.

Szalony Pies stwierdził przeglądając dokumenty

– Moja wersja wydarzeń nie ma się zbyt dobrze. Pańska panie sierżancie też nie wydaję mi się zbyt prawdopodobna.

Dar’runon powiedział.

– Na początku każdego śledztwa staramy się stworzyć wszelkie możliwe wersje wydarzeń. Później badając dowody i świadectwa powoli skreślamy te wersje które są fałszywe. W końcu zostanie nam tylko jedna. Ta prawdziwa. Choćby wydawała się najmniej prawdopodobna to ma ten walor, że jest prawdziwa. Wątpię aby twoja wersja była prawdziwa, ale to nie sprawia, że moja sama z siebie była prawdziwa. Trzeba znaleźć motyw. Trzeba zrozumieć czemu ktoś wyraźnie nie chce aby osoby postronne kręciły się w okolicach tych starodawnych ruin.

Szalony Pies powiedział.

– Panie Sierżancie chyba nie myśli pan o tym o czym myślę, że pan myśli.

Dar’runon odrzekł.

– Obawiam się panie posterunkowy, że myślę o tym o czym myślisz, że ja myślę. Musimy wybrać się do tych ruin.

Szalony Pies stwierdził.

– To jest szaleństwo.

Dar’runon odrzekł.

– Nie martw się. Najpierw musimy udowodnić, że Mieczysława Potężnego Tura nie zabił jego kuzyn. Potrzebne do tego analizy będą za kilka, kilkanaście dni. Do tego czasu sprawa wyprawy do ruin wilczego dołu jest tylko prawdopodobna.

Szalony Pies westchnąwszy powiedział.

– To dobrze. Będę miał czas spisać testament.

Dar’runon wrócił do czytania akt sprawy. Najbardziej dziwiło go to, że myśl o tej wyprawie nie wzbudzała w nim żadnych uczuć. Tylko zimne zdecydowanie, że tą sprawę trzeba zbadać do końca i ustalić co tam na Równinie Zaginionych Dusz się dzieje. Był spokojny choć jednocześnie wiedział, że idzie tam gdzie wybierają się tylko osoby przeklęte lub szalone. On nie uważał się za żadną z nich. Był żertwą Szalonej Pani. Całe życie przygotowywał się do śmierci, która mogła nadejść w każdej chwili. Wiedział, że tacy jak on są umieszczani na pozycjach nie do obronienia, w ataku tworzą pierwszą linię. Każda chwila życia jest przeżywana z niezwykłą intensywnością. Cały czas musi jednak zachować hart ducha. Świątynni Strażnicy nauczyli go tego. Zachowywać hart ducha wobec tak intensywnych bodźców. Przypomnieli mu co to znaczy być policjantem, pugolonem, mężczyzną.

Był gotów kroczyć wyznaczoną przez nich drogą. Nawet jeśli oznaczał ona śmierć. Przecież każdy kiedyś umrze. Prawda?