Torowiska tramwajowe wiodły od przeszklonych drzwi kamienicy aż do odległej pętli. Nocami jeździłem tam,
odczekiwałem na odjazd, siedząc w zimnych blachach wagonu, i wracałem. Czasami dzielnica była trudna
do zlokalizowania, pomimo, że byłem tam już raz czy drugi, trudno było przebić się przez sieć ulic do niej,
tam, gdzie spotkało mnie zagrożenie trądem. Ponadto nadmieniam, że niektóre linie rozpoczynały się wśród
pól. Kiedy, oszołomiony długą wędrówką na bosaka, wsiadałem, mogłem dojechać do miasteczek, które
wcześniej znałem tylko z nazwy. Niespodziewanie znajdowałem w nich miejskie ulice z szeregami miejskich
kamienic, a także wyższych szkół technicznych. Doprawdy nie wiem, jak to się mogło stać, że nasze miasto
utraciło aktywną linię tramwajową prowadzącą do klasztoru w Kielcach.