Dar’runon powoli dochodził do siebie. Pierwsze co dostrzegł było to, że leżał tuż przy kominku w dworze posiadłości Jonatana Gryfity. Właściwie bliżej nie mogli go położyć. Po drugiej stronie siedziała zaś Ili’maja Moon obserwując go uważnie. Widząc, że chce wstać powiedziała.
– Nie wstawaj. Musisz jeszcze trochę odpocząć.
Dar’runon patrząc w ostre łuki sklepienia zapytał.
– Jak wygląda sytuacja?
Ili’maja odpowiedziała.
– Agent Hermesowicz twierdzi, że strefa zimna, którą należy utożsamiać z wrogimi oddziałami przybrała rodzaj pierścienia. Porucznik Kornelia Erynia wyznaczyła już pierwsze warty i wysłała sygnał z prośbą o pomoc. Są jednak silne zakłócenia. Agent Hermesowicz obiecał sprowadzić drona łącznościowego aby zwiększyć siłę naszego sygnału. Następne łączenie będzie za jakąś godzinę.
Dar’runon zapytał.
– Masz pomysł skąd mogą się brać te zakłócenia?
Ili’maja odpowiedziała.
– Nie. Podejrzewam, że to jakaś psota Ta’kirolona Krwawego, ale to tylko moje podejrzenia. Agenci Graszeryta i Sokół są w kiepskim stanie psychicznym. Myślę, że dojdą do siebie. To miejsce i towarzystwo upiorzyc sfory nie oddziałuję na nas zbyt dobrze. Chyba tylko porucznik Kornelia Erynia zdaję się trzymać się dobrze. Jestem zdziwiona, że tak dobrze sobie radzi kiedy wszyscy inni…
Dar’runon objąwszy dłoń Ili’maji odpowiedział.
– Rozumiem cię.
Nagle pojawił się Szalony Pies i przyklęknąwszy rzekł.
– Z agentem Sokołem rozejrzeliśmy się po samym dworze. Nikogo z żywych nie ma. Zastrzeliliśmy kilka upiorzyc sfory. Po śmierci ich ciała rozpadły się w proch. Szefie one coś kombinują.
Ili’maja sprostowała.
– Wy ich nie zabiliście tylko odpędziliście.
Dar’runon rzekł zaś.
– Cóż agencie Graszeryto mam nadzieję, że coś znaleźliście z agentem Sokołem. Inaczej będę zmuszony pociągnąć was do odpowiedzialności.
Szalony Pies stwierdził.
– Tak. Znaleźliśmy salę z tajemniczymi sarkofagami. Mogę zaprowadzić szefa jak tylko będzie trochę spokojniej.
Nagle jedna z wojowniczek krzyknęła.
– Alarm! Znowu próbują atakować!
Dar’runon stwierdził.
– Agencie Graszeryto podaj mi mój miecz. Czas to zakończyć.
Szalony Pies odpowiedział.
– Tak jest!
Ili’maja zapytała pomagając mu wstać.
– Co zamierzasz zrobić?
Dar’runon odrzekł.
– Obetnij Głowę, Człowiek umrze/ Zabij Króla, Królestwo upadnie.
Ili’maja westchnąwszy stwierdziła.
– Rozumiem. Proszę uważaj na siebie. Nie wiemy czemu wtedy zemdlałeś.
Dar’runon nic nie odpowiedział. Dar Twórców lśnił blaskiem nawet silniejszym niż zwykle. Nie był to blask oślepiający swą siłą, ale i tak z łatwością oświetlał całe pomieszczenie ujawniając nie tylko ostre łuki sklepienia, ale również dwa inne wejścia, których nie widzieli wcześniej gdy całość pomieszczenia spowijał mrok. Porucznik Kornelia Erynia zaraz dała znać wojowniczkom aby obstawiły wszystkie wejścia do pomieszczenia. W końcu dało się słyszeć.
– One są sforą. My jesteśmy sforą.
Te dwa zdania początkowo były słyszane na granicy słyszalności, ale z każdym kolejnym powtórzeniem zdawały się być coraz głośniejsze. Dar Twórcy nie tracił swojego blasku co wszystkim dodawało otuchy. Dar’runon szedł powoli. Wiedział co go czeka. Nie chciał marnować sił na bieg. Stanąwszy na dziedzińcu przed dworem powiedział.
– Która z was chce uderzyć jako pierwsza. Która z was zechce pomścić swoje towarzyszki. Jestem. Czekam.
Nie powtarzał tych słów. Przyłożywszy ostrze miecza płazem do czoła czekał. Szalony Pies który zdecydował się stanąć tuż przy swoim szefie w tej trudnej chwili miał wrażenie, że Dar’runon coś jeszcze mówi, ale choć oczy bez wątpienia widziały ruch warg to uszy nie były w stanie uchwycić nawet jednej głoski.
W końcu z tłumu upiorzyc wynurzył się sam Ta’kirolon Krwawy. Dalej miał na sobie tylko spodnie tak iż jego umięśniony tors i ramiona były doskonale widoczne. Skóra jego jak u wszystkich nosferati była blada. Wyglądał naprawdę przystojnie. W ręku trzymał miecz sądząc po długość ostrza i rękojeści dwuręczny. Same ostrze było masywne a w centrum jelca była umieszczona tarczka z sierpem księżyca na czarnym tle. Ta’kirolon oparłszy się dłońmi na gałce miecza stwierdził.
– Wzywasz go. Nie odpowie. Słyszysz mnie. Nie odpowie ci! Słyszysz mnie! On nie istnieje! Słyszysz mnie!
Dar’runon spokojnie opuścił miecz w dół. Spojrzawszy na swego przeciwnika stwierdził.
– On istnieje. Mój przodku ty za sprawą swego szaleństwa nie wyczuwasz jego istnienia, ale On jest i działa.
Ta’kirolon nic nie powiedział tylko zaszarżował krzycząc jednocześnie.
– Zamilcz!
Dar’runon korzystając z jego zaślepienia zrobił delikatny unik i próbował ciąć. Ta’kirolon w niezwykłym sposób obrócił się przekierowując całą prędkość w cięcie. Dar’runon zwinnie uniknął potężnego ciosu przeprowadzonego płaskim skosem z dołu. Ta’kirolon tylko z ledwością utrzymał równowagę. Dar’runon zaraz wyprowadził kolejne cięcie raniąc Ta’kirolona w lewe przedramię. Sam cios był dość płytki właściwie to było skaleczenie bardziej niż rana, ale krwawiło. Ta’kirolon spostrzegłszy własną krew zdziwił tym widokiem. Dar’runon też zamarł ze zdziwienia bowiem wiedział, że wampiry i nosferata były ich szczególnie potężnym rodzajem, nie krwawią. Ta’kirolon pierwszy otrząsnął się z dziwienia i uderzył potężnie niemal zza głowy. Cios był tak znaczy, że ostrze nie trafiwszy na Dar’runona, który znowu wykonał unik, wbiło się w bruk. Dar’runon tym razem przystaną czekając aż Ta’kirolon uwolni swój oręż, który zaklinował się między odłamkami bruku, który normalnie zwarto ułożony też ścisną również ostrze.
Ta’kirolon uwolniwszy miecz rozpętał potężną nawałę cięć uderzając płynnie to z prawej to z lewej tak iż ostrze jego oręża co chwila znaczyło w powietrzu ósemki. Dar’runon za sprawą gwałtowności tych cieć został zepchnięty do uników. I tak czuł, że wykonuje je z niezwykłą trudnością. Nagle Ta’kirolon znowu zdecydował się na uderzenie z góry. Dar’runon z ledwością uniknął tego ciosu.
Widać było, że przedłużanie się walki źle wpływa na Dar’runona po którym widać było już oznaki zmęczenia. Upiorzyce sfory przemieszały się wraz z kręgiem znaczonym przez blask Daru Twórców. Nie atakowały jednak innych członków Wydziału 15 gdyż ich uwaga była skupiona na pojedynku staczanym przez ich Władcę i Pana.
Dar’runon złapawszy oddech dostrzegł, że teraz już całe lewe przedramię przeklętego króla było zabarwione na czerwono a dodatkowo sporo krwi ściekło na bruk. Ta’kirolon korzystając z owej chwili zdecydował się zaryzykować kolejne uderzenie z góry. Tym razem Dar’runon zdecydował się je zablokować. Uderzenie było tak potężne, że poczuł je w barkach i korpusie. Utrzymał jednak blok. Ta’kirolon zaś ciągnął uderzenie zmuszając go do przyklęknięcia. Nosferatum widząc, że sprawy tak się mają stwierdził.
– To już twój marny koniec. On cię już nie uratuje. On jest nicością.
Dar’runon zaś odrzekł.
– Nie ogłaszaj zwycięstwa nim kwiat nie rozkwitnie.
Po tych słowach gwałtownie wstał. Ta’kirolon pchnięty w ten sposób nie tylko postradał miecz, który odleciał troszkę, ale również upadł na plecy. Dar’runon doskoczywszy zaraz rzekł.
– Niech Op’teon okaże ci swoje miłosierdzie i przyjmie do swojego Królestwa.
Po tych słowach wbił ostrze Daru Twórców w serce swego przodka. Zaraz dało się słyszeć ó przeszywający wszystko dźwięk przypominający zmieszane z sobą syk gazu ulatniającego się z gwałtownie rozdartej butli i krzyku. Tym razem był jednak jeszcze donośniejszy i głośniejszy. Zwierzęta zarówno w Wieży z Kości Słoniowej jak i w mieście Świątynia Nag jak i w wszystkich miejscowościach i posiadłościach w tak oznaczonym obszarze były od tego dźwięku tak oszalałe ze strachu, że same się raniły. Nawet Dar’moon choć był w swej odległej kryjówce wyczuł zgon Ta’kirolona Krwawego. Zwykli śmiertelnicy zaś zostali porażeni strachem na mniejszym obszarze gdyż tylko do miasta Wilczy Dwór. Sama zaś posiadłość Jonatana Gryfity została mocno poturbowana. Te szyby, które jeszcze się gdzież zachowały rozpadły się na kawałki a kawałki te rozpadały się od wibracji jeszcze dwa razy.
Mury, choć kamienne, zostały mocno nadwerężone a w zewnętrznej części skierowanej ku miejscu zgonu Ta’kirolona zostały pokruszone, ale nie gwałtownością, lecz długotrwałością fal. Dar’runon zaś tylko z wielkim wysiłkiem tkwiąc w samym centrum tego wszystkiego utrzymał miecz wbity w serce Ta’kirolona. Kolejne fale nie tylko przyprawiły go o nieprzytomność, ale porwały na strzępy ubranie tak iż ostał się nagi. Budynki w jego najbliższym otoczeniu nie tylko zostały zburzone, ale również pokruszone tak iż nie sposób było stwierdzić czy to kamień czy coś innego. Inni członkowie Wydziału 15, którzy tam byli również czasowo pogłuchli co było rzeczą normalną. Gorsze było to, że przez kilka pierwszych dni nie byli w stanie uwolnić się ze strachu jaki ich wtedy chwycił.