Rozdział 4. Początek Urlopu
08.13 dzień 2 miesiąca Rolnika roku 226 Ery Pokoju
Odrodzone Królestwo Patronii
Wolne Księstwo Wilka
Dzielnica Nowy Dwór.
Zofia Graszeryta powoli otworzyła oczy. Sen jeszcze trochę kleił się do jej umysłu dlatego też w pierwszej chwili nie usłyszała oddechu po swojej lewej stronie. Usłyszawszy zaś przed chwilę nasłuchiwała. W końcu zdecydowała się obrócić. Ruda czupryna uświadomiła jej, że to je mąż śpi obok niej. Ubrany był w swój służbowy garnitur. Leżał zaś wznak tak jakby po prostu rzucił się ze zrezygnowaniem na łóżko. Zofia ostrożnie wstała tak aby nie porwać dość delikatnej kołdry i obróciwszy męża twarzą do góry nakryła go ową kołdrą. Następnie usiadłszy na swojej połowie ich małżeńskiego łóżka westchnęła. Ich sypialnia była na tyle obszerna, że nie tylko oboje mogli wstawać po swoich stronach łóżka ale również umieścić po swojej stronie zestaw najpotrzebniejszych mebli takich jak choćby szafa czy też kosmetyczka z lustrem. Ich mieszkanie zostało jak na tą dzielnicę wybudowane całkiem niedawno tak więc posiadało oddzielną łazienkę. Samo w sobie stanowiło przykład małej zabudowy miejskie typowej dla dzielnic zamieszkiwanych głównie przez wyższe warstwy mieszczaństwa.
Nowy Dwór nabrał tych cech wraz z wybudowaniem Starego Mostu i przerzuceniem mieszkań robotników i klasy średniej na Nowy Brzeg. Stosownie do bogactwa jakie posiadali dawni właściciele zajmowało to mieszkanie całą działkę. Zofia uśmiechnęła się sama do siebie. Kiedy pierwszy raz weszła do tego mieszkania zdawało się jej, że jest ono nadzwyczaj puste. Po prostu było ogromne. Jej własne mieszkanie w bazie nr 15 mogłoby w całości zmieścić się w sypialni. Przecież jeszcze była duża kuchnia z tyłu pokój dzienny, niewielki gabinet i trzy mniejsze sypialnie przeznaczone dla dzieci. Łazienki były dwie. Jedna dla rodziców druga zaś dla dzieci i ewentualnych gości. Piwnica zaś połączona z „Korzeniami” była miejscem gdzie skupiałoby się życie ewentualnej służby.
Zofia jeszcze raz westchnęła. Mąż dalej spał. W końcu zdecydowała się wstać i zabrawszy z swoje szuflady bieliznę na zmianę poszła do łazienki. Tam napuściwszy wodę do dużej dwuosobowej wanny wzięła dość długą kąpiel. Mogła wziąć prysznic, ale odkąd wyrwała się z bazy nr 15 zdecydowanie częściej wybierała kąpiel. Prysznic brała właściwie tylko zmuszona okolicznościami. Pieniący się płyn do kąpieli dość skutecznie ją okrywał a sama wanna była obudowana swego rodzaju schodkami a nawet lekko wpuszczona w podłogę. Ich mieszkanie jako jedno z nielicznych w dzielnicy było już podłączone do zamkniętego obiegu wody.
Zofia uśmiechnęła się przypominając sobie o tym. Przy tych temperaturach zamknięty obieg wody był czymś co pozwalało jej na taką rozrzutność. Właściwie kapitan Wilczek czekała tylko na „Diablątko” aby uznać, że system działa całkowicie sprawnie mimo poważnej rozbudowy. Przy bazie nr 15 wydrążony został cały szereg zbiorników do których wpływała zebrana z dachów części nadziemnej bazy deszczówka. Zgromadzona w ten sposób woda służyła do uzupełniania ewentualnych braków w systemie.
Zofia w końcu widząc, że piana już prawie całkiem znikła wyszła z wanny okrywając się swoim białym szlafrokiem. Włosy które zdążyła jej już wyrosnąć do całkiem przyzwoitych rozmiarów owinęła ręcznikiem, który uformował rodzaju turbanu. Wychodząc z łazienki, która miała ogrzewanie podłogowe założyła cieplejsze kapcie, które jak wierzyła przyśpieszały schnięcia jej stóp. Ponad to miały chronić je przed owym przyśpieszonym wychładzaniem. Poza wychodzeniem z kąpieli lub prysznica miała w zwyczaju chodzić na bosaka. Już w sypialni nałożyła majtki. Z nałożeniem biustonosza postanowiła poczekać aż całkiem wyschnie.
Szalony Pies ostrożnie otworzył oczy. Pamiętał, że padł na łóżko, ale nie wiedział kiedy się obrócił.
– Masz szczęście, że nie spadła ci saturacja krwi z powodu niedrożności dróg oddechowych… Wszystko w porządku?
Szalony Pies nim odpowiedział na pytanie milczał przez dłuższą chwilę w końcu stwierdził.
– Dostałem urlop.
– Wiesz niewerbalne parametry twojego głosu wskazują, że chciałeś powiedzieć zdanie mające wspólną kategorię ze zdaniem „straciłem pracę”.
Szalony Pies usiadłszy na łóżku spojrzał na swoje lustro aby po kolejnej męczącej ciszy stwierdzić.
– Aż tak źle to zabrzmiało?
Zofia nie wiedziała co powiedzieć. Miała ochotę mu wykrzyczeć co myśli o jego relacji z jego bezpośrednim przełożonym. W końcu stwierdziła.
– Tak. Aż tak źle to zabrzmiało. Patrząc na to jak rozdzielasz czas jaki spędzasz ze mną i w pracy oraz na to jak ciężko przeżywasz wysłanie cię na urlop byłabym w stanie zaryzykować podejrzenie, że funkcjonowanie twojego ośrodka popędu płciowego nie jest do końca poprawne.
Szalony Pies przez kolejną dłuższą chwilę milczał próbując najpierw zrozumieć co do niego powiedziała jego żona a potem wymyślić jakąś sensowną odpowiedź.
– Wiesz jeśli chodzi ci o zanik naszego pożycia małżeńskiego to sama zauważyłaś, że nie sypiam zbyt dobrze.
– O twoich problemach ze snem wiem nie tylko ja, ale również wszyscy sąsiedzi. Zastanawiam się czasem co wy orkowie macie w aparacie mowy, że potraficie wydawać z siebie tak donośne dźwięki.
Szalony Pies znowu zamilkł. W końcu stwierdził.
– Rzeczywiście to nie wygląda dobrze. Szef znowu miał rację, że potrzebuję tego urlopu. A ja znowu jak wtedy z tymi robotnikami głupio upierałem się przy swoim.
– Chodzi ci o waszą pierwszą sprawę. Tą z zabójczyniami technomantów.
Szalony Pies westchnąwszy stwierdził.
– Tak. Wiesz Zofio. Każde kolejne śledztwo jakie prowadzimy a właściwie prowadzi szef z moją mniej lub bardziej udolną próbą pomocy prowadzi mnie do kolejnych kręgów szaleństwa. Nawet nie wyobrażasz sobie na ile różnych bolesnych sposobów można przeprowadzić czyjeś zabójstwo. Ile istnieje różnych i przerażających zaburzeń popędu płciowego. To wszystko potrafi pchnąć w odmęty szaleństwa. Tylko szef zostaje wobec tego wszystkiego niewzruszony jest jak latarnia wśród dzikich burz.
Zofia stwierdziła.
– Myślę, że właśnie poziom obciążenia psychicznego związanego z rodzajem wykonywanej przez ciebie pracy był pierwotną przyczyną otrzymania przez ciebie urlopu.
Szalony Pies znowu na chwilę zamilkł.
– Masz rację Zofio. Myślę, że szef chciał mi dać czas abym trochę uspokoił swoje nerwy. Ciekawe ile go mi dał.
Moje analizy nie są w stanie udzielić odpowiedzi na to pytanie. Zresztą kto by poszukiwał na nie odpowiedzi… Teraz myślę, że powinieneś wziąć prysznic.