Dar’runon spojrzawszy na zgromadzonych i równe szeregi trumien rozpoczął.

– Mieszkańcy mojego pięknego miasta Wilczy Dwór!  Zebraliśmy się tutaj, aby razem uczcić pamięć poległych żołnierzy. Umarli oni w obronie naszego pięknego miasta. Ich śmierć nie poszła na marne. Boleję nad tym, że zginęło ich tak wielu. Wielu może powiedzieć, że zbyt wielu. Obroniliśmy jednak nasz styl życia. Zginęli aby nasza wspólnota mogła trwać. Ich śmierć jest ceną za naszą wolność. Wielu z was uważa mnie za symbol tej wolności. Za tego kto będzie znakiem jak z nią sobie radzić. Wolność bowiem bardzo łatwo stracić. Wiem jednak, że pewnego dnia mnie zabraknie. Może zdarzyć się to niedługo a może dopiero za kilka stuleci. Chcę jednak wam powiedzieć, że każdy z was może podążyć drogą, która zaprowadziła mnie tak wysoko. Musi jednak unikać zniewolenia czy to przez nałogi czy to przez nienawiść. Wróg może uderzyć zbrojnie jeszcze nie raz i nie dwa razy. Trudniejsza od walki zbrojnej jest jednak walka duchowa aby nie popaść w niewolę czy to chciwości czy to nałogów czy też innych wad na czele z nienawiścią. Ci których dzisiaj wraz z ich najbliższym żegnamy pokazali, że w imię miłości do naszej wspólnoty można poświęcić życie. Chwała Bohaterom!!!!

Tłum zaraz pochwycił „Chwała Bohaterom!”. Okrzyk ten zdawał się z każdym kolejnym powtórzeniem nabierać siły aż w końcu osiągnął poziom ryku wichury a ziemia od niego zaczęła drżeć. W końcu nad zgromadzonym tłumem zaczęły błyskać obnażone ostrza i ogniste pióropusze wystrzałów. Huk strzałów i huk tłumu zlały się w jedno. Widząc to, co się stało Ma’pugolon Wilk odrzekł.

– Trzymaj mocno smycze, bo psy cię porwą.

Nagle jeden z stojących najbliżej mieszkańców odrzekł.

– My nie psy Wasza Wysokość. Kim jesteśmy?

Tłum momentalnie przerwał poprzedni okrzyk i udzielił odpowiedzi.

– Ekos her ureros!!!1

Powtarzali to wiele razy aż w końcu znowu krzyk osiągnął poprzedni poziom. W końcu kapłani zaprowadzili porządek i możliwe było umieszczenie trumien w grobach. Cisza była przerywana tylko cichym kapłańskim.

– Niech Op’teon przyjmie twoją duszę do swojego królestwa.

Zdawało się niezwykłe to, że ten jeszcze przed chwilą ryczący tłum potrafił tak bardzo się wyciszyć. Kobiety pochlipywały cicho wtulone w swoich mężów, braci, synów lub jeśli żyli ojców. Tylko żar kryjący się w spojrzeniach mężczyzn przypominał o tym, co się stało. Żar ten powoli przepalał się przez wilgoć, jaka objęła ich serca a którą zrodziły razem żal i nienawiść. Dar’runon sam z siebie krążył między grupkami żałobników to słuchając to dając słowo, że jednoczy się w smutku to znowu tłumacząc się z swoich decyzji podczas bitwy. Urabiał w ten sposób ludzi, aby na wypadek nieszczęścia nie załamali się. Wiedział jednak, że to nieszczęście zbliża się nieustannie.

Ili’maja w końcu doczekała się, że będą sami. Dar’runon będąc już zmęczony stwierdził.

– Pracowity dzień. Nigdy tyle nie gadałem.

Ili’maja odpowiedziała.

– Nie zaprzeczę. Nie wiesz gdzie tu można zjeść w miarę spokojnych warunkach?

– Tej dzielnicy nie znam zbyt dobrze.

Nagle podszedł do nich Szalony Pies i stwierdził.

– Panie sierżancie pan kapitan kazał was zabrać z powrotem do pałacu. Jadalnia już przygotowana. Stół zastawiony na dwoje. Jak rozumiem pan kapitan dobrze rozkazał.

Dar’runon po chwili namysłu stwierdził.

– Tak. Podziękuj w moim imieniu panu kapitanowi za troskę.

Szalony Pies odrzekł.

– Zrobię to. Teraz proszę za mną.

Jadalnia była mała jak na standardy pałacu książęcego. Pierwotnie była zaprojektowana do spożywania lekkich posiłków po ucztach była, więc skromnie ozdobiona ładnymi odrzwiami i framugami okiennymi. Stół jak wszystkie w pałacu miał nogi w kształcie łap bestii, które Dar’runon najpierw określił, jako lwie, ale im bardziej im się przyglądał tym bardziej miał wrażenie, że są to raczej nogi wilcze niż lwie. Wilcze motywy, bowiem powtarzały się bardzo często czy to w ozdobach czy to na zastawie. Ili’maja, kiedy już usiadła i pomodliła się stwierdziła.

– Dziwię się, że tyle wilków mogło patrzeć spokojnie na takiego pasibrzucha.

Dar’runon stwierdził.

– Cóż Ili. Może i ostatni książę lubił dobrze zjeść, ale grzecznie proszę cię o nie obrażanie go przy mnie.

– Grzecznie prosisz? To raczej nie twój styl.

– Wiem. Jednak grozić tak miłej mojemu sercu osobie to rzecz niezbyt właściwa. Przynajmniej tak mnie uczono.

Zaraz do jadalni wszedł Szalony Pies pchając wózek z wazą zupy. Nim cokolwiek zostało powiedziane nalał zupę do talerzy. Dar’runona najbardziej jednak zdziwił strój policjanta. Był to bowiem ten rodzaj garnituru, który zwykł być używany przez różnego rodzaju służących. Szalony Pies zauważywszy to zdziwienie rzekł.

– Proszę o wybaczenie panie sierżancie, że nie uprzedziłem, ale po rozmowie z panem kapitanem uznałem, że skoro jestem już pańskim adiutantem do czasu innych rozstrzygnięć, co do tytułu seneszala to rzeczą niewłaściwą byłoby, gdy ktoś inny pana sierżanta obsługiwał. Wielu chciało, ale uznałem, że to moja rzecz.

Dar’runon stwierdził.

– Czuję się skrępowany tymi słowami.

Szalony Pies odpowiedział.

– Dla mnie to zaszczyt móc służyć pod panem sierżantem. Pogromca Krwawego Topora Zwiastuna Zagłady. Jeszcze to przemówienie. Słyszałem, że planuje pan sierżant dać się porwać technomantom, aby w ten sposób rozstrzygnąć czy po tak ciężkiej rozprawie chcą jeszcze walczyć czy też będą chcieli rozmawiać…

Dar’runon rzekł.

– Proszę cię nie szarp serca mojej Ili. Sprawa jest już opieczętowana i naprawdę nie widzę potrzeby, aby jeszcze ktoś się na ten temat wypowiadał.

Szalony Pies odrzekł.

– Rozumiem. Przepraszam za swój brak dyskrecji. Obiecuje nie popełnić tego błędu po raz kolejny.

Ili’maja zjadłszy już kilka łyżek zupy stwierdziła.

– Dobra. Trzeba będzie pochwalić kucharza.

Po jakimś czasie czując się skrępowany ciszą, jaka nastała stwierdził.

– Ili ja naprawdę planuje wrócić.

– Planować to ty możesz. Nikt przed tobą nie wrócił z niewoli u tych maszyn. Martwię się o ciebie.

– Martwisz się na zapas.

– Ty zaś zdajesz się niczym nie martwić i niczym nie przejmować.

– Rozumiem cię, ale…

– To nie chwila na to jedno pytanie. Rozumiem cię obowiązki wobec króla. Jesteś pugolonem a tu w każdej chwili może być bitwa. Wojna nadal trwa.

Dar’runon po tonie głosu poznał, że Ili’maja ma jednak do niego żal. Zapadła dość niezręczna i długa cisza. Szalony Pies dalej usługiwał i przynosił kolejne potrawy, ale czuł też, że atmosfera wokół tego posiłku jest całkiem zepsuta. Wino choć było pite zupełnie nie rozweselało serca. Potrawy choć wykwitnę zdawały się zupełnie nie łączyć rozmowy choć Ili’maja mogłaby z łatwością zalać Dar’runona ciekawostkami.

W końcu posiłek jakoś dobiegł końca. Szalony Pies najpierw pomógł wstać Ili’maji i zaprowadziwszy ją do wyznaczonej jej sypialni dopiero drugim kursem zaprowadził Dar’runona do sypialni seneszala zdobnej w oręż rzeźbiony i malowany. Ten zdjąwszy buty zaczął zdejmować garnitur do czego jednak potrzebna była pomoc Szalonego Psa. W końcu położywszy się stwierdził.

– Myślisz, że powinienem się oświadczyć Ili’maji?

Szalony Pies rozumiejąc, że pytanie to było skierowane do niego odrzekł.

– Jedna z moich ciotek zwykła uważać, że dwa lata to dość czasu aby móc powiedzieć czy chce się w tych sprawach pójść w prawo czy w lewo. Jeden z moich wujków, ale nie jej mąż twierdził coś wprost przeciwnego, że dwa lata to zdecydowanie za mało czasu aby w tak ważnej sprawie podjąć dobrą decyzję. Z kolei mój dziadek od strony ojca uważał, że…

Dar’runon zmęczony już trudem dnia i winem rzekł.

– Nie obchodzi mnie co uważa który członek twojej rodziny, ale co jest słuszne.

Szalony Pies zamyślił się, ale nim zdołał odpowiedzieć Dar’runon zasnął. Szalony Pies zauważywszy to zasuną okna gdyż były one skierowane na wschód lub południowy-wschód. Dar’runon zaś mógł spać nawet do wczesnych godziny przedpołudniowych. Zaraz potem zamknąwszy drzwi od środka usiadł na krześle przygotowanym właśnie dla osobistego sługi. Krzesło to a raczej fotel był tak skonstruowany, że możliwy był całkiem wygodny sen a zarazem sprawne wstanie nie stanowiło problemu. Młody Graszeryta wsłuchany w spokojny oddech swojego przełożonego powoli zaczął zasypiać. Tylko jakby przez mgłę zauważył kilka postać kobiecych w pancerzach, chciał wstać, ale zaraz sprawne ręce przytrzymały go i ktoś podłożył mu pod nos chustę po której zaraz do cna zasnął.

1/ Ekos her ureros– orkijski- Jesteśmy wojownikami.