Porucznik Kornelia Erynia rozejrzała się po stołówce. Dopiero z dużą trudnością była w stanie ujrzeć Ma’pugolona Wilka. Nie był przyczyną tłum podobnych mu osób, ale raczej zupełna właściwie odmiana sylwetki. Zbliżywszy się rzekła.

– Mogę się dosiąść?

Ma’pugolon jakby otrząsnąwszy się z jakiegoś koszmaru odpowiedział.

– Tak. Oczywiście.

Choć zamówił sobie zaledwie lekką sałatkę nie ruszył jej praktycznie. Kornelia stwierdziła.

– Pugoli wiesz, że musisz jeść.

Ma’pugolon odpowiedział.

– Wiem Korni. Po prostu zastanawiam się czy nie popełniłem błędu decydując się jednak na stanięcie do walki o koronę królewską. Może to pozwoliłoby nam uniknąć tych wszystkich tragedii. Tego całego rozlewu krwi. Sam nie wiem ile krwi jeszcze trzeba będzie przelać. Ilu jeszcze będzie musiało zginąć. Wiem Korni, że tobie zabić kogoś to jak wypić szklankę wody, ale dla mnie to nie jest łatwe.

Kornelia długo nic nie mówiła próbując wymyślić jakąś sensowną odpowiedź. W końcu odpowiedziała.

– Rozumiem cię. Mi też dzisiaj nie było łatwo wydać pierwszą komendę otworzenia ognia. Wiedziałam jednak, że mam za sobą prawo. Wiedziałam, że nie można dopuść aby przemoc nami rządziła. To Rada Elektorów ma prawo wyznaczyć następnego Króla Odrodzonego Królestwa Patronii. Czasem po prostu trzeba użyć przemocy. W obronie wartości za które naprawdę warto umrzeć. Każda z moich podwładnych była wtedy gotowa na śmierć. Za Królestwo. Za swoje towarzyszki. Za tego, który został wybrany Strażnikiem Tronu Królewskiego.

Ma’pugolon podniósł głowę i spojrzał na zgromadzonych przy jednym stole wiernych elektorów. Dar’runon Czerwony Seneszal Wolnego Księstwa Wilka, który został zaproszony do nich tłumaczył im coś zupełnie wyzbywszy się typowego dla jego stanu wycofania. W końcu powiedział na tyle głośno aby Ma’pugolon usłyszał.

– Najdostojniejsi z dostojnych sprawa dla mnie jest prosta! Ma’kirolon Feniks jest przestępcą! Nie pozwolę ponownie nikomu popełnić błędu „krwawych negocjacji”! Nie pozwolę jako Dar’runon Czerwony z rodu Lewej Gałęzi Smoczego Drzewa Seneszal Wolnego Księstwa Wilka! Z przestępcami nie wolno negocjować chyba, że bezwarunkowo skapitulują! Nie wolno! Powtarzam nie wolno nam popełnić błędu „krwawych negocjacji”! Nie wolno! Jeśli wróg nie ma zamiaru się poddać to my też nie powinniśmy!

W końcu Ta’ijon Dzik stwierdził.

– Ma’kirolon Feniks ma przy sobie cztery arcybractwa biczowników to jest blisko cztery tysiące głów do tego jeszcze mogą się próbować przebić do niego niedobitki zbuntowanych towarzyszy królewskich. Mówią, że to nie wszystko co ma, ale i tak tymi siłami rozbić cztery tysiące gotowych umrzeć fanatyków to będzie rzecz trudna tym bardziej, że okazuje się, że są dość dobrze wyposażeni.

Dar’runon powstawszy powiedział.

– Odetnij Głowę, Człowiek umrze/ Zabij Króla, Królestwo Upadnie.

Ta’ijon Dzik powiedział.

– Któż będzie na tyle szalony aby wejść tam i aresztować choćby Ma’kirolona Feniksa nie mówiąc już o jego zabiciu.

Dar’runon spojrzawszy na porucznik Kornelię Erynię rzekł.

– Kilku szaleńców się znajdzie. Na przykład ja.

Ta’ijon Dzik spojrzawszy na Dar’runona powiedział.

– To jest szaleństwo. Szaleństwo najczystszej wody.

Kornelia spojrzawszy na Ma’pugolona odrzekła.

– Wybacz Pugoli, ale taka misja za bardzo mnie kusi… Zgłaszam siebie!

Nagle siedzące przy jeszcze innym stoliku piętnaście dziewcząt może już kobiet wstało. Jedna z nich nadzwyczaj podobna do porucznik Kornelii Erynii stwierdziła.

– Siostra Porucznik chyba się nie wybiera na tą akcję sama.

Z innego stolika wstał ork który zbliżywszy się rzekł.

– Szefie to już na pewno będzie nasze ostatnie wspólne szaleństwo. Jestem szaleńcem ale jestem też psem i Graszerytą. Gdzie ty tam i ja.

Zaraz też inni poczęli wstawać i zgłaszać się, że pomogą. Cześć z nich była kuszona stanięciem u boku już wtedy legend. Kapitana Dar’runona Czerwonego z rodu Lewej Gałęzi Smoczego Drzewa, który nie tylko zabił samodzielnie Krwawego Topora, ale również przeżył drażnienie Ma’kirolona Feniksa czy też ostatecznie zabił swego przeklętego przodka Ta’kirolona Krwawego. Drugim bohaterem była Porucznik Kornelia Erynia o której mawiano, że nawet jakby dostała się pod silny ostrzał artyleryjski to głos miałaby spokojny a byłby głośniejszy tylko o tyle o ile wymagałoby to środowisko zewnętrzne. Była przy śmierci Ta’kirolona Krwawego. W końcu trzecia najmniej znana bohaterka. Sierżant Ili’maja Moon. Była najmniej znana, ale wszyscy twierdzili, że bez niej pozostała dwójka nic by nie zrobiła. Była tanają i wiedziała wszystko o różnych potworach jakie miały ich napastować. Prywatnie jak twierdzono ku niezadowoleniu panien była narzeczoną Dar’runona Czerwonego. Druga cześć zgłaszała gdyż było im wstyd, że kobiety są odważniejsze od mężczyzn.

Dar’runon ujrzawszy ten tłum ochotników, który zaczął gromadzić się wokół niego rzekł.

– Słuchajcie wezmę tylko piętnaście osób. Większa liczba nie jest mi potrzebna. Nawet to może być dużo. Do tej akcji idą: agent Szalony Pies Graszeryta, agent Ar’daron Sokół, porucznik Kornelia Erynia i do uzupełnienia agentki z Oddziałów Uderzeniowo-Szturmowych Wydziału Spraw Niestandardowych.

Porucznik Kornelia Erynia stwierdziła.

– Dla wygody organizacyjnej proponuję aby było nas piętnastka.

Dar’runon odrzekł.

– Dobrze. Pozostali zaś proszę zgłosić się do Kapitan Julii Wilczek i Mistrzyni Klaudii Rybak aby wraz z Kompanią Kolonialną i Chorągwią Bazy Zeus uzupełnić siły prowadzące oblężenie posiadłości Ma’kirolona Feniksa. Linia oblężenia musi zostać utrzymana. Wiem, że czeka nas potężna bitwa. Chcę jednak powiedzieć, że ją wygramy bo Op’teon jest z nami.

Cała sala ryknęła.

– Któż przeciw nam!

Dar’runon rzekł po raz wtóry

– Op’teon z nami.

Tłum odpowiedział.

– Któż przeciw nam!!

Dar’runon po raz trzeci rzekł.

– Op’teon z nami.

Tłum odpowiedział.

– Któż przeciw nam!!!

Ta’ijon rozejrzawszy się po stołówce rzekł lekko przerażony uniesieniem tłumu i innych elektorów.

– To… jest… czyste… szaleństwo… On… zgubi… nas… wszystkich.

Seneszal Królewski odpowiedział.

– Op’teon dał mu władzę nas zgubić albo ocalić. Cokolwiek się stanie ja jestem z nim i z Strażnikiem Tronu Królewskiego.

Mi’ijon Jastrząb rzekł.

– Może już teraz ogłosimy Strażnika Tronu Królewskiego Ma’pugolona Wilka Księcia Wolnego Księstwa Wilka Królem.

Seneszal Królewski odpowiedział.

– Data elekcji została wyznaczona. Tylko Strażnik Tronu Królewskiego może coś w tej sprawie zmienić.

Mi’ijon Jastrząb westchnąwszy rzekł.

– Rozumiem. Najbliższe dni raczej nic wielkiego w naszym postanowieniu nie zmienią.

Ma’pugolon Wilk chciał jeszcze dłużej przysłuchiwać się tej rozmowie, ale ze względu na powstałe poruszenie nie mógł. Zjadłszy swój posiłek udał się do swojego pokoju aby tam spróbować zebrać swe myśli.

Dar’runon zaś zebrawszy swój zespół w ustronnym miejscu rzekł.

– Dobrze ma ktoś pomysł na wejście?

Porucznik Kornelia rozłożywszy na stole przy jakim się zebrali kilka map stwierdziła.

– Jak zwykle. Zero planowania. Dobrze, że macie mnie. Spójrzcie. Cała ta posiadłości jest bardzo rozległa i sporo w niej dużych pomieszczeń. Większość dachów ze względu na występujące znaczne opady śniegu jest dość strome. Tylko przy bezpośrednim pokoju Ma’kirolona Feniksa jest niewielki balkonik. Jest zdecydowanie za mały aby tam wylądować.

Siostra Pilot, która również do nich dołączyła zdjąwszy hełm stwierdziła.

– Dobra. Jeśli ostrzał nie będzie zbyt duży to myślę, że powinno mi się udać zawisnąć w powietrzu przy tym balkoniku. Wszystko zależy od tego jak intensywny będzie ostrzał z ziemi. Przy otwartej ładowni będę mogła strzelać tylko na wprost z kątem ostrzału w sumie wynoszącym trzydzieści stopni. Jak zejdą mi z strefy rażenie to będzie problem.

Dar’runon odpowiedział.

– Rozumiem. Trzeba będzie coś zrobić z tymi wszystkimi fanatykami. Jest ich tam ponoć prawie cztery tysiące.

– Może coś pomogę.

To była kapitan Julia Wilczek. Dar’runon zapytał.

– Jaki masz plan?

Kapitan Julia Wilczek stwierdziła.

– Mam do dyspozycji zarówno Kompanię Kolonialną jak i Chorągiew Bazy Zeus. Dronów z Chorągwi użyję jako jak wy to nazywacie „Okucia tarana”. Kompania Kolonialna zaś będzie czyścić pomieszczenia. To gniazdo buntowników musi być zgniecione.

Te ostatnie słowa powiedziała z taką mocą, że wszyscy się zdziwili. Dar’runon stwierdził.

– Dobrze. Zaczynamy akcję o świcie. Tą noc niech każdy spędzi tak jak uważa za stosowne. To dla wielu będzie ostatnia noc w życiu…

Dar’runon chciał coś jeszcze powiedzieć, ale myśl o tym, że tak blisko rodzinnego szczęścia mógłby umrzeć tak mocno ścisnęła mu gardło, że już nie mógł wydobyć z siebie głosu. Wszyscy to rozumieli. Dar’runon w końcu powiedział.

– …jednak mogę mieć nadzieję, że dla nikogo z nas. Odmaszerować!

– Tak jest!

Dar’runon odprawiwszy wszystkich poszedł do swojego pokoju i wyciągnąwszy swój pistolet rozłożył go na części i zaczął czyścić każdą część z osobna. Skończywszy złożył swoją broń. Następnie wziął kamizelkę i ładownicę z magazynkami i zaczął ją sprawdzać. W końcu przeliczywszy dla pewności wszystkie naboje westchnął. W tym momencie do pokoju wszedł Szalony Pies.

– To prawda szefie co powiedziałeś?

Dar’runon zapytał.

– Co masz na myśli?

– Cóż… to, że dla wielu ta noc będzie ostatnią w życiu.

Dar’runon westchnąwszy odrzekł.

– . Nauczyłem się przez te wszystkie lata żyć z tą myślą. Każdy dzień może być ostatni. Wiedziałem, że umrę w jakimś zaułku zastrzelony. Może nawet przez jakąś zabłąkaną kulę. Przez te lata codziennie wstawałem jako żertwa Szalonej Pani. Przez te wszystkie strzelaniny przebijałem się ze spokojem jakby nigdy nic. Byłem gotowy na spotkanie z Żercą. Teraz jednak trochę mi żal opuszczać ten padół łez… Obiecałem Ili, że po tej akcji weźmiemy ślub… … Masz rację. To będzie ostatnie nasze wspólne szaleństwo. Sprawdziłem już pistolet i ładownicę. Mógłbyś wezwać kapłana-ijona a jeśli nie będzie on dostępny to jakieś innego kapłana.

Szalony Pies odpowiedział.

– Tak jest.

Dar’runon kiedy został sam spojrzał w niebo i zamyślił się. Sen szanując tą chwilę nie zakłócał tych rozmyślań. Spojrzawszy na Dar Twórców, który przyniósł Szalony Pies westchnął. Jego ostrze lśniło swym zwykłym ciepłym blaskiem takim samym jak w tamtą noc gdy zabił Krwawego Topora. Ostrożnie przetarł ostrze ścierką która była dołączona do miecza przez technomantów w celu wycierania ewentualnych śladów krwi. Przed oczami stanęły mu te wszystkie jego szalone akcje z których mimo wszystko wychodził właściwie bez szwanku. Miecz z prostym jelcem i lekko spłaszczoną gałką był w doskonałym stanie.

Kapłan-ijon wszedł i rzekł.

– Witaj wielki wojowniku.

Szalony Pies, który go przyprowadził wyszedł aby zapewnić im konieczny poziom prywatności. Nocne godziny powoli mijały Szalonemu Psu na rozważaniach o tym wszystkim co przeżył z kapitanem Dar’runonem Czerwonym odkąd się poznali podczas oględzin tamtych zwłok robotnika.

Tej nocy nie spały jeszcze dwie osoby. Strażnik Tronu Królewskiego Ma’pugolon Wilk, który rozważał ciągle jak ograniczyć rozlew krwi oraz porucznik Kornelia Erynia, która robiła przegląd wszystkich sprzętów tak aby mieć pewność, że podczas akcji nic nie zawiedzie.