
Przeczytałem, że w Indii dzieci nie mogą być tym kim chcą,
przeznaczenia determinizm męczy ich swąd
i że kolej o plecy sprzedawcy warzyw ociera,
a inny obok dywany z przypraw rozpościera.
Kościste ręce niemożliwe ciężary przenoszą,
trawy, kolendry i marności, boso
wyciągają drobne palce po rupie dzieci,
umykają statystyce, mym oczom, leci
ta myśl przez głowę, że my tak dobrze i tak źle oni, czy mają czas myśleć za czym każdy z nich goni?
Za czym ta riksza? Po przetrwanie.
By był powód na z łóżka wstanie.
I że małżeństwa aranżowane też przeczytałem,
że pani Y za X musi iść panem.
Kwestia wiary? Czy każdy od urodzenia ze sprawczości jest obdzierany?
Nic więcej ponad jedno pytanie,
kto powinien kierować tym, co się z nami stanie?
