Cieszysz się, że przyjdę, chociaż tylko po coś, nie do ciebie.
A może to tylko pretekst i znowu mam nadzieję na więcej.
Pomalowałaś paznokcie czerwonym, pierwszy raz w życiu.
Moim i swoim.
Patrzę drugi raz, potem trzeci, chcę zachować obraz dłoni.
Wystarczająco długo zawijasz nimi coś, po które przyszłam.
Mogę mówić o apostazji, kremacji, kolumbarium, złotówkach,
które powinny pokryć.
Na pewno pokryją. Pytasz, czy to już, ja mówię, że jeszcze.
Kto wie, czy jutro nie okaże się inaczej. Pozwalam sobie na łzy,
w końcu więcej tak blisko.
Wtedy przynosisz torbę z jedzeniem. Może chociaż na wynos
pomożesz mi się zabijać, skoro nie mam czasu na miejscu.
Skoro w mniej jesteś przecież najlepszą matką.