Gdy noc zmienia scenografię
potykam się o złamany cień
uciekam tam gdzie jestem niedostępna
i strząsam łzy z powiek
Bosym spojrzeniem patrzę
na zieleń pnącą się ku piekłu
w połowie źrenicy
Nie znajduj w sobie zgody
na narastanie myśli osiadłych na kartce
A kiedy wreszcie czuję zapach chleba
na odległość drogi do domu
przepotwarzam się
wprzód umierając
naprzód żyjąc