Nie przy łunie księżyca,
ale w samo południe,
dwoje ludzi znalazło
pewne miejsce bezludne.
Chcieli chwilę być sami,
zdradzić własne pragnienia.
Cicha przestrzeń się stała
piętrem zapomnienia.
Ciało było przy ciele,
usta ust dotykały.
Dłonie jego z czułością
stale w dół wędrowały.
Tak poznały niespiesznie
każdy fragment jej ciała.
Bez słów ona prosiła,
by ta chwila wciąż trwała.
Nadzy, choć nie do końca,
zastygali objęci.
Odczytali pragnienia,
swoje myśli i chęci.
Kilka słów, które padło
szybko cisza zabrała.
Przejść kolejną granicę,
on chciał, ona chciała.
Każdy ich pocałunek
był początkiem wszystkiego.
On był dla niej w tej chwili,
a ona dla niego.
Objął wzrokiem jej talię,
ona jego udami.
Tak zrodziła się magia
między źrenicami.
W miejscu, które odkryli,
trochę niżej niż ziemia,
wnętrza swoje poznali
i spełnili marzenia.