Wiersz Justyny Markiewicz.
Dawno temu w Ameryce
Jedliśmy steki w kolorowej knajpie,
Gdzie kelnerki tańczyły na rolkach,
Uciekały od siebie i zmartwień.
Po obiedzie podały nam szejka
Truskawkowy, pasował do oczu,
Tak soczystych, tak słodkich i mglistych
Kochaliśmy się gdzieś na uboczu.
Wiedzieliśmy, że koniec jest bliski.
Odjechałaś, pisałaś mi listy,
Wciąż pytałaś jak tam Ameryka,
A ja odpisałem bardzo krótko
Miałem wtedy chwilę czasu i urlop.
W telewizji leciał Jackson, jego moonwalk
I rap ciężki osiadł nagle na głośnikach.
W łóżku ona – i myśli jak klisza,
Że to może nie serc naszych jest muzyka.
Będzie gdzieś tam w powietrzu się pisać
Będzie z tobą i ze mną zanikać.
Potem był list jeszcze jeden
Ja już miałem dziecko z inną, nie z tą pierwszą
Odwiedziłem naszą knajpę, kolorową
Odpisałem jakimś dziwnym, obcym wierszem.
Nie pisałaś potem długo
Może wcale?
Dużo piłem, chyba też nie pamiętałem,
Ale zamawiałem steki ciągle
Wciąż wdychałem resztki woni z twojej kołdry.
Ameryka zostawiła mnie na froncie,
A być miała dla nas końcem i początkiem.