– Zawołałam cię tu po to, by poprosić cię o przysługę – wciąż poprawiała koronkowe serwetki, wygładzając je jakby jej dłonie były żelazkiem.
– Może napijesz się herbaty? Mam też pyszne konfitury z malin i mięty.
– Wody bym poprosił, jeśli można.
Po chwili staruszka postawiła przede mną metalowy kubek z zimną wodą i pyszne, słodkie konfitury z ożywczą miętą, które, muszę przyznać, zjadłem chyba nieco za szybko, tak były dobre.
Jazmin również jadła konfitury. Powoli nabierała je na łyżeczkę a następnie, kiedy czerwony przysmak zniknął w jej ustach, wydawało mi się, jakbym patrzył na małą dziewczynkę, której wielką radość sprawia jedzenie tego smakołyku.
– Jesteś uczciwym i pracowitym chłopcem i każdy w mieście może to potwierdzić – zaczęła rozmowę a ja próbowałem nie patrzeć w te jej niesamowite oczy – Jestem już stara, samotna i zapewne wkrótce przeniosę się do tego lepszego świata. Obserwuję cię już długo i wiem, że dobrze wybrałam.
Nikomu w mieście chyba przez myśl nie przeszło, że babka Jazmin mogłaby umrzeć. Wrosła w to miasteczka i było tak, jakby tu przyszła na świat i tak też ją traktowali mieszkańcy. Znali ją na bazarze i dobrze wiedzieli, że żadna przekupka jej nie przekrzyczy i że zawsze jest tak, jak ona tego chce i żadne targowanie nic nie zmieni. Znali ją rybacy od których kupowała świeże ryby, by suszyć je potem na słońcu, aż zaczynały błyszczeć i mienić się srebrzyście.
Znał i cenił ją nawet burmistrz, któremu kiedyś ratowała chore dziecko, z powodzeniem oczywiście, za co był jej bardzo wdzięczna i kłaniał się, uchylając lekko kapelusz, ilekroć spotkał ją na ulicy.
– Mówi się, że tacy ludzie jak ty mają skrzydła. Właściwie to powinno się to mówić o ludziach którzy kończą już swoje życie a nie dopiero zaczynają, ale ja znam się na ludziach, dlatego postanowiłam powierzyć ci moją tajemnicę. Moje dni są już policzone. Niedługo nad naszym miastem zawieje wiatr z północy i przyniesie wiele zła, ale pamiętaj, zło nigdy nie przychodzi nie proszone. Ktoś je tu zaprosi, ktoś kogo ty już poznałeś.
Miasto zaczęło budzić się do życia. Stukały otwierane okiennice, przez uchylone okno dobiegały ożywione głosy i choć po deszczu nie pozostało ani śladu, to w powietrzu czuć jeszcze było jego zapach.