Dar’runon zaś prowadził najspokojniej jak tylko mógł swoich towarzyszy. Najbardziej niezwykłe było to, że nie wystawiono od tej strony praktycznie żadnych wart a te które były spały.

Wobec tego, że wszyscy w znacznej odległości spali niezwykłe ciemności otulały ich. Dar’runon spojrzawszy za siebie na jaśniejące okna Starego Dworu westchną ciężko i kazał skręcić w ulicę króla Lupona Pierwszego, która była drugą ulicą od rzeki. Na pierwszej, która właściwie do rzeki przylegała spodziewał się czujniejszych patroli i strażnic. Ciszę miasta przerywały tylko urywki słów jakie wyrywały się z ust pogrążonych w pijackim śnie buntowników. W końcu Sierżant Niedźwiedź rzekł.

– Jakbyśmy jeszcze trochę poczekali to by się sami zadźgali.

Mówiąc to pokazał dwóch orków ubranych w skórzane kamizelki typowe dla rozłamowców. Dar’runon rzekł.

– Mów ciszej. Zdaję się że coś usłyszałem.

Dar’runon zaraz skręcił do jednego z mieszkań na parterze. To co tam zastał było przerażające. W dużym pokoju leżała na podłodze młoda elfka okrywająca się poplamionym prześcieradłem. Była przytomna choć przestraszona. Wokół niej zaś leżeli zapici chyba na śmierć rozłamowcy. Nim Dar’runon zareagował wszyscy śpiący byli już skuci. W końcu elfka zapytała drżącym głosem.

– Kim… jesteście?

Dar’runon odpowiedział.

– Posterunkowy Dar’runon Czerwony to jest sierżant Niedźwiedź ze swoją drużyną i kilkoma ochotnikami. Przyszliśmy zabić Krwawego Topora Zwiastuna Zagłady.

Elfka spojrzała Dar’runonowi w oczy i odpowiedziała.

– Nazywam się Ilija Cieśla… Jestem… byłam… sama nie wiem… Nim to wszystko się stało byłam strażniczką więzienną. Można powiedzieć, że miałam szczęście. Została przydzielona do wszelkich posług tej bandzie orków… Mówiąc wszelkich posług mam na myśli naprawdę wszelkie posługi. Od kucharki przez kelnerkę po nałożnicę. Gdzie wy byliście przez te dwadzieścia jeden dni?! Wiecie ile moich koleżanek zginęło!?

Dar’runon najspokojniej jak tylko mógł stwierdził.

– Wiem, że zajęło nam to trochę za dużo czasu, ale sami byliśmy nieco zagubieni w sytuacji.

Ilija ostrożnie podniosła się starając się aby prześcieradło się nie zsunęło. W końcu usiadłszy na dość brutalnie zwolnionym krześle stwierdziła.

– Przepraszam za ten wybuch. To wszystko jest takie nierealne. Chyba jeszcze nie do końca dotarło do mnie to co się stało.

Dar’runon zapytał.

– Widziała pani Krwawego Topora?

Ilija odpowiedziała.

– Masz na myśli tego ogromnego orka, który dość sprawnie przejął dowództwo nad tą hołotą. Tak widziałam go. Przechodził regularnie przez tą okolicę. Słyszałeś kiedy odgłos ciała uderzającego o ścianę bloku? Ja to słyszę prawie co trzy godziny. Sprawdza posterunki. Szczerze mówiąc zastanawiam się kiedy to bydle do cholery śpi. Nic nie robi tylko krąży po swoim terytorium pilnując aby wartownicy nie spali. Oczywiście jak widzicie oni śpią. To bydle ilekroć zauważy to jednym silnym uderzeniem wysyła jednego z wartowników na najbliższą ścianę. Raz czy dwa po prostu takiego rozdeptał. Jeśli chcecie go zabić to niedługo będzie okazja.

Rzeczywiście zaraz dało się słyszeć potężne ryczenie. Dar’runon momentalnie wyskoczył odbezpieczywszy pistolet, który chwycił w prawa rękę w lewej trzymając miecz, który momentalnie rozbłysną światłem. Było ono łagodne i nie rażące w oczy, ale zarazem oświetlało znaczny obszar.

Krwawy Topór pędził ulicą rozrzucając wszystko co stanęło mu na drodze. Odległość była jeszcze znaczna, ale Dar’runon już wiedział czemu nie potrzebował on snu. Był w stanie straszliwego szału bitewnego. Nie odczuwał bólu strachu ni zmęczenia, ale z drugiej strony tępo pędził przed siebie.

Dar’runon starając się zachować spokój pomimo ryków od których drżały szyby staną dokładnie na drodze tej rozpędzonej masy mięśni i wymierzył uważnie. Wiedział, że z każdym kolejnym krokiem bestii zyskiwał pewność, że pocisk przebiję grubą skórą i rozerwie płuca. Problem był w tym, że z każdym krokiem bestii miał coraz mniej czasu aby uskoczyć gdyby co prawie pewne Krwawy Topór jeszcze przez czas jakiś biegł. Zdarzało się bowiem, że konie w szarży biegły czas jakiś pomimo śmiertelnego trafienia.

Widząc, że przeciwnik jest bez pancerza tylko w przepasce biodrowej Dar’runon westchnął i wycelował tak w prawe drugie międzyżebrze aby już po chwili wystrzelić. Nie wiedząc czy trafił odczekał chwilą przed oddaniem drugiego strzału mierzonego dokładnie w to samo miejsce. W końcu niemal w ostatniej chwili odskoczył.

Krwawy Topór biegł jeszcze przez jakiś czas aby w końcu potknąwszy się o własną nogę paść jak długi. Dar’runon mimo bólu jaki odczuwał w lewej łopatce schował pistolet i przerzuciwszy miecz do prawej ręki podszedł do swego leżącego przeciwnika, który próbował jeszcze coś powiedzieć, ale mógł już tylko wypluwać krew.

Lewa łopatka bolała Dar’runona coraz mocniej. Ból był piekący jakby ktoś zaszył mu kiedy tam drut grzewczy i dopiero teraz uruchomił go zwiększając jego moc grzewczą.

W końcu policjant znalazł się przy głowie swego wroga. Dopiero tam chwycił miecz oburącz i trzema uderzeniami odrąbał mu głowę.

Dopiero w tym momencie ból w lewej łopatce stał się nie do wytrzymania. Ostatnią rzeczą jaką pamiętał nim stracił przytomność to czerwona raca, która szybowała ku niebu.

Dar’runon obudził się. Obraz jak ujrzał nie był wyraźny. W końcu zobaczył Ili’maję, która wypatrywała się gdzieś prawdopodobnie w okno, którego nie widział gdyż był za jego głową. W końcu wydobył z siebie.

– Ili ja chyba po śmierci pomyliłem drogi skoro się spotkaliśmy.

Ili’maja uśmiechnęła się w ten zupełnie niewinny i piękny sposób aby po chwili rzec.

– Mam dla ciebie dobrą wiadomość. Nie pomyliłeś dróg bo nie umarłeś.

Dopiero w tej chwili dostrzegł, że jest w swoim własnym pokoju zapytał wobec tego.

– Jak wygląda sytuacja?

Ili’maja odpowiedziała.

– Dobrze. Po tym jak trzy dni temu zabiłeś Krwawego Topora na widok wystrzelonej flary zaraz różnego rodzaju komisarze, brygadierzy, sierżanci i kto tam jeszcze walczył rzucili się do Seneszala aby prosić a nawet żądać wysłania ich i ich oddziałów to uderzenia na buntowników. Seneszal swoim zwyczajem próbował ich hamować bojąc się aby nie wynikło z tego jakieś nieszczęście jak to często bywa na wskutek decyzji zbyt pośpiesznie podjętych. Z ledwością ich uspokoił tak iż czekano do śniadania i zmian warty. Twój odział nie wracał, więc zaraz rozpoczęły się na nowo wędrówki do Seneszala i nowe prośby a groźby. Seneszal wysłuchawszy ich argumentów zezwolił im na uderzenia ale tylko do waszych pozycji. To pierwsze natarcie zaraz ruszyło i co tu dużo mówić. Te nieliczne posterunki jakie dla obserwacji były pozostawione nie miały szans z natarciem liczącym jak szacował Ma’pugolon Wilk jakieś trzy kompanie dość zdeterminowanego wojska. Cel zaraz został osiągnięty. Pochwycono znaczną liczbę jeńców, których zaraz przesłuchał Seneszal z Księciem w towarzystwie licznie gromadzonej publiczności. Sala książęca z ledwością to wszystko pomieściła.

Niewiele ci jeńcy wiedzieli zaraz też ich osądzono za udział w buncie i inne przestępstwa. Ojciec Edward wyprosił aby karę śmierci na jaką bez wątpienia zasłużyli zamienić na służbę w kompanii karnej. Nad ranem jak tylko rozniosła się wieść o tym, że Krwawy Topór nie żyje a ciebie uniesiono ledwo żywego znowu zaczęły się wędrówki do Seneszala z całym obrządkiem. Tym razem chciano już ostatecznego szturmu aby wykorzystać zamieszanie w wrogich szeregach. Seneszal opierał się mając na względzie chyba tylko majestat swojego urzędu i swoje dobre imię. Szturm zorganizowano dość szybko. To miejsce odzyskano w pierwszym rzucie nie napotykając większego oporu. Zresztą jedynym miejscem w którym zastano poważny opór było więzienie gdyż tam zabarykadowali się najbardziej zatwardziali buntownicy, którzy wiedząc, że umrą chcieli wcześniej związać naszej siły najdłużej jak to jest możliwe. Resztę opowie ci Ma’pugolon Wilk, który już na ciebie czeka. Ubranie leży na krześle.

Po tych słowach Ili’maja wyszła. Dar’runon ubrawszy się poszedł do dużego pokoju. Tam czekał nie tylko Ma’pugolon Wilk, ale również cała jego drużyna. Pierwszy odezwał się Włodzimierz.

– Witamy naszego bohatera. Moje gratulacje. Zastanawiam się tylko z czego ty masz nerwy. W grę wchodzi chyba tylko tytan lub platyna bo stal to chyba jest trochę za słaba.

Dar’runon odrzekł.

– Po prostu zrobiłem co należało zrobić.

Włodzimierz na to rzekł.

– Skromność to dobra cecha. Mimo wszystko uważam że spisałeś się nadzwyczajnie. Oddać dwa strzały do szarżującego na wprost celu to jest rzecz niezwykła. Po szczerości to ci powiem, że to obcięcie głowy to było niepotrzebne. Czytałem wyniki sekcji zwłok tego olbrzyma.

Agent Wilk w końcu odezwał się.

– Pewnie ciekawi cię jak wygląda nasza sytuacja?

Dar’runon siadając odpowiedział.

– Tak. Nawet bardziej niż to co gadają o mnie.

Ma’pugolon zamilkł a Klaudia skoczywszy do kuchni aby po chwili przynieść dużą porcję pieczonego mięsa. Dopiero w tym momencie agent Wilk rozpoczął swoją opowieść.

– Ciężko zdobyć jakieś wieści. Sytuacja jest dynamiczna. Ijoni z okolicznych miast posługują się do przekazywania wiadomości gońcami z firmy „Dziczy Gońcy” należącej do rodu Dzików. Książe kazał każdego z gońców do siebie prowadzić i tylko sobie dozwolił słuchać wieści. Ciężko jest powiedzieć co się dzieje gdyż właściwie co godzinę wpada jakiś utrudzony goniec. Kilka Kompani Karnych już poszło zdejmować oblężenia z okolicznych dworków i miast. W naszym mieście buntownicy z ledwością utrzymują się w więzieniu i gdzieś na Nowym Zarzeczu. Są to jednak pojedyncze ogniska oporu, które myślę, że dość szybko zostaną zgniecione. Śmierć Krwawego Topora w ogólności padła straszliwym cieniem na buntowników. Mówię ci, że ciężko jest powiedzieć coś na temat tego co się dzieje w innych miastach gdyż jesteśmy zmuszeni na oparcie komunikacji z innymi wiernymi królowi oddziałami właśnie na kurierach a ich mamy ciągle mało. Wiadomości jest tyle a gońców tak mało, że wiadomości muszą i kilka godzin czekać na wysłanie. W każdym bądź razie spodziewamy się zwycięstwa raczej niż klęski. Książę rozmówiwszy się z Seneszalem nakazał ci bezwzględny odpoczynek i unikanie wszystkiego co temu wypoczynkowi by przeszkadzało. Przysłał też swojego doktora aby miał nad tobą pieczę. Zresztą zaraz ten doktorek powinien się zjawić aby cię osłuchać i zbadać.

W tym momencie znowu odezwał się Włodzimierz.

– Miło ze strony Księcia, że dał ci tego doktora. Po tym jak cię praktycznie bez tchu przyniesiono chyba tylko ta twoja koleżanka a może nawet przyjaciółeczka wierzyła, że się z tego wyliżesz. Puls to ty miałeś tak słaby, że doktor z dwa razy w panice szukał tych miejsce gdzie on jest najłatwiej wyczuwalny. Prądem częstowano cię chyba trzy razy nie mówiąc o całej serii zastrzyków aby podtrzymać bijące serce. Nie sądzę aby to była wielka tajemnica, ale już kilku z nas napisało mowy na twój pogrzeb po pięć sześć razy.

Dar’runon skończywszy jeść rzekł.

– W każdym bądź razie żyję i mam się dobrze. Czuję się tylko dziwnie zmęczony i lewą ręką chyba nie władam zbyt sprawnie. Jest jakaś lekko ociężała. Jeśli ten medyk zaraz nie przybędzie to kładę się na małą drzemkę.

– Panie doktorze ja wiem, że on będzie żył, ale czy najgorsze już minęło?

– Panno Moon puls mu wrócił do normy. Martwi mnie tylko jego lewa ręka. Podejrzewam coś w rodzaju lekkiego paraliżu. W tych warunkach wiele powiedzieć nie mogę zresztą nawet jakbym mógł go najdokładniej zbadać jak to jest możliwe to panicz Czerwony jest w pewnym sensie unikatem, więc możliwe, że całą moją wiedzę medyczną będę mógł wyrzucić do kosza. Tak. Już poprzednim razem czułem się bezradny. Mogliśmy go leczyć tylko objawowo. Zapisałem mu odpoczynek. Zapisałbym jeszcze ruch na świeżym powietrzu, ale w obecnych czasach i jego popularności jest to wykluczone, gdyż na zewnątrz nie miałbym warunków do odpoczynku.

– Tak rozumiem, pana doktorze. Sama z ledwością mogę przebić się przez ten tłum co wypatruje każdego najmniejszego poruszenia z jego strony. Co do ruchu na świeżym powietrzu to mam na myśli jedno miejsce gdzie mógłby spokojnie wypoczywać. Nie mogę go zaproponować nim nie otrzymam odpowiedzi w pewnej sprawie.

– Sprawy sercowe jak śmiem podejrzewać?

– Panie Doktorze!?

– Widzi panna, ja mam swoje lata i swoją wiedzę. Tyle miłostek w życiu widziałem. Kilka poważnych związków z nich powstało. Książęcym Medykiem był już mój dziadek. Ojciec odziedziczył i pasję i parę mądrych uwag. Kilka ważnych obserwacji sam poczynił. Ja zaś objąłem po nim to wszystko i dopisałem swoje. Umiem odróżnić miłość i zakochanie. W każdym bądź razie nigdy nie miałem w zwyczaju wtrącać się w te sprawy.