16.00 26 dzień miesiąca Szczura roku 221 Ery Pokoju
Odrodzone Królestwo Patronii
Regolonat Kobry
Księstwo Wilka
Miasto Wilczy Dwór
Ma’pugolon spokojnie usiadł na sofie i przysunąwszy filiżankę z herbatą rozpoczął swoją relację.
– Książę Ta’lupon nie był zbytnio zadowolony moimi propozycjami. Mimo obecności książęcego seneszala czyli osoby, która powinna znać się na sprawach wojskowych przekonanie go do podniesienia chorągwi przyszło mi z wielkim trudem. Nawet ciężko mi powiedzieć jak bardzo książę nie wierzył lub nie chciał wierzyć, że będzie wojna. Sam jego wygląd budził we mnie niechęć. Strój z jedwabiu zwykłego i morskiego. Zastawa tak samo. Mimo, że był elfem to miał podwójny podbródek a co z tym jest związane nadzwyczaj widoczną nadwagę. Oddech nadzwyczaj krótki. Mimo, że byłem umówiony na dziewiątą to skarżył mi się, że przeze mnie musiał wcześnie wstać. Co on miał zrobione z włosami! Tego nawet kobieta nie jest w stanie zrobić z swoimi. W końcu po kilkukrotnym wyłożeniu wszystkich argumentów i przekonaniu, że takie przyśpieszenie wojny będzie dla nas korzystne udało mi się go przekonać do podniesienia chorągwi.
Pożegnawszy się najgrzeczniej jak tylko mogłem sobie pozwolić mając na względzie moje zdenerwowanie widokiem i tym, że przyjmując mnie prawie cały czas coś jadł wyszedłem. Potem korzystając z okazji odwiedziłem jeszcze tajną bazę Projektu Psi i przekonałem profesora Kościańskiego aby zarządził ewakuacje badaczy, zapieczętowanie kompleksu badawczego oraz przekazanie Almy Kerrigan do Wieży z Kości Słoniowej. Co cię posterunkowy Czerwony zainteresuje przeczytałem wyniki pierwszej sekcji zwłok. Tak jak podejrzewałem przynajmniej zabójstwo opiekuna bloku było robotą zawodowca. Ofiara najprawdopodobniej znała sprawcę. Jeden pojedynczy strzał w serce załatwił sprawę. Agent Tropiciel już zaczął badać pocisk, który wydobyto z ciała. Ty posterunkowy Czerwony sypiasz coraz lepiej?
Dar’runon odpowiedział.
– Nie zaprzeczę, że pojedynczy sen trwa dłużej choć z powodu wyczerpania się zapasów leków nasennych nadal nie udaję mi się przespać całej nocy. Dziś kilka razy zdarzyło mi się już zdrzemnąć.
Ili’maja stwierdziła.
– Nasza sytuacja jest dość zła. Mimo tego wszystkiego co wiem nie jestem w stanie ujrzeć czegoś za burzą, która nadciąga.
Ma’pugolon odrzekł.
– Tak. Nikt nie wie jaka będzie nasza przyszłość. Jutro spróbuję wezwać pozostałych nadzwyczajnych wysłanników królewskich wraz z ich pocztami. Nie wiem czy przybędą. Każdy z nich obserwuje inną organizację rozłamową. Każdy z nich może być potrzebny tam gdzie został postawiony przez króla. Ciągle śnimy nasz sen o potędze. Potędze, która przeminęła. Na Odrodzone Królestwo Patronii nadciąga potężna burza. Może nawet ta burza jest wystarczająco potężna aby zatopić nasze piękne królestwo którego wspomnienie będzie trwało w opowieściach wędrowców, którzy będą wędrować przez zrujnowane miasta zastanawiając się jak takie potężne budowle zostały wzniesione.
Dar’runon milczał. Rozważał to wszystko. Mielił myśli w drobny pył aby w końcu z tego pyły stworzyć słowa, które będą godne wypowiedzenia. Jeszcze raz w głowie liczył wrogie zastępy. Próbował znaleźć sposób aby tak nieliczną garstką nie tyle rozbić wrogi tłum co zatrzymać go na tyle aby reszta armii była wstanie przybyć. W końcu rzekł.
– Ty wysłanniku i ty Ili’majo wy jeśli duch wasz jest słaby możecie pójść szukać kryjówek. Ja zaś nie znam innego domu jak to miasto. Odkąd zostałem policjantem wiedziałem, że będę żertwą Szalonej Pani. Wygląda na to, że niedługo przyjdzie mi wstąpić na ołtarz ofiary tak jak wielu przede mną wstępowało. Spokojnie. Z sercem wypełnionym odwagę. Odejdę drogą którą przeszło już wiele pokoleń moich przodków pragnących tylko odpokutować dawne winy. Jeśli pytacie czy jestem gotów na śmierć powiem tak jestem gotów. To moje miasto i mam zamiar go bronić.
Ili’maja spojrzała na niego. W jego oczach był blask. Wierzył w to co mówił. Był gotów na śmierć. Może nie był gotów na życie, ale na śmierć był gotów.
Ma’pugolon Wilk widział coś więcej. Nie ów typowy dla młodzieńców pełen brawury zapał, ale ogień jak płoną zwykle w sercach doświadczonych wojowników. Nie gwałtowny i zmiennych jak u młodzieńca, który z wielką ochotą pcha się tam gdzie bój najsroższy ale spokojny i stały typowy dla osób dojrzałych, którzy idą tam gdzie rozkaz mądrego wodza ich pokieruje. Choć siedział sposób ułożenia dłoni wskazywał jednoznacznie, że jest gotów do drogi. W końcu odważny Wilk rzekł.
– W ten bój stanę z tobą. Poproszę księcia aby dał mi dowództwo. Jeśli nie naczelne to przynajmniej nad jakimś oddziałem.
Dar’runon rzekł.
– Ciężko będzie coś z niego wydobyć. Najpewniej jest jeszcze zdruzgotany tym co się stało. Myślę, że te zdarzenia stanowią klęskę jego planów.
Po tych słowach Nadzwyczajny Wysłannik Królewski wyszedł. Książę rzeczywiście nie będąc w pełni świadom siebie przyjął go jeszcze tego samego dnia. Wezwana też została cała Rada Księstwa Wilk. Ma’pugolon przemawiał długo i wybitnie wskazując na oznaki niewątpliwe tego iż niedługo będą mieli do czynienia z otwartym buntem. Na te słowa odezwał się Komendant Miejski rozpoczął swoją przemowę.
– Jestem zdziwiony, że Wasza Wysokość dała wiarę słowom tego tu narwańca. Każdy z nas wie, że Nowy Brzeg i jego dzielnice o istna wylęgarnia różnego rodzaju zamieszek. Ten cudzoziemiec co nie zna tego miejsca śmie twierdzić, że lepiej wie co będzie się działo. Nie będę zaprzeczał, że regularnie dochodzi do różnego rodzaju napadów z bronią w ręku. Podczas ich trwania dochodzi nawet do zabójstw. Mówiłem jednak nawet Jego Królewskiej Wysokości, że ten tutaj Ma’pugolon Wilk jest osobnikiem przeżartym ambicją i szukającym tylko grup rozłamowych, które po prawdzie istnieją tylko w jego głowie w której nie ma nic ponad to. Nie przedstawił on żadnych dowodów. Ponadto nawet jeśli Wilczy Król istniałby to raczej szukałby z nami porozumienia znając potęgę naszej armii. Wiedziałby, że jeśli rozpocznie wojnę to jego zagłada jest tak pewna jak to, że słońce wschodzi na wschodzie a zachodzi na zachodzie.
Sprawy się tak mają, że jakby nawet policzyć dokładnie wszystkie te bandy rabusiów to jest ich co najwyżej dwie może trzy i to ciągle gryzące się ze sobą. Przecież co chwila strażnicy pustkowi przynoszą mi informację, że znaleziono ciała osób, które sądzą po stroju miałyby należeć do tej rzekomo istniejącej organizacji rozłamowe. Myślę, że to raczej grupa bandytów, których za jakiś czas wyłapiemy i zabijemy. Jestem święcie przekonany, że stojący tu przed nami Ma’pugolon jest niczym więcej niż szaleńcem, który każdy głupi ślad jest w stanie rozdmuchać do ogromnego spisku, który jak już wcześniej mówiłem istnieje tylko w jego głowie.
Książę uśmiechnąwszy się stwierdził.
– Chciałbym podzielać twoje poglądy na tą sprawę szlachetny Komendancie, ale to co działo się jakiś rok temu każe mi zachować wstrzemięźliwość przed tak surowym ocenianiem szlachetnego Ma’pugolona. Nasza potęga wojskowa to niestety przeszłość. Pokonanie Królestwa Czaszki ostatnim razem stanowiło dla nas niespotykane wyzwanie. Chcieliśmy wierzyć, że tamta wojna była ostatnią. Nie wiem czy to dzieło mojego wstrząśniętego tym co usłyszałem rano umysłu, ale zdaję mi się, że widzę jakieś kształty ogniste kryjące się w ciemności. To jacyś wojownicy… nie to bestie z piekła. Ratunku! Ratunku! One zaraz mnie porwą.
Wizja ta czy też majaki zrodzone z przerażenia stały się tak prawdziwe, że przez dłuższy czas nie było sposobu aby porozumieć się z księciem. Rzucał się on jakby walczył z czymś. Ubranie swe drogocenne porwał w strzępy tak iż nim przybyły lekarz została mu tylko bielizna. Próbował też wstawać i rzucić się do ucieczki przed owym piekielnym orszakiem lecz został przytrzymany przez wszystkich zgromadzonych którym pomagała też służba z orków złożona. Lekarz widząc to wszystko choć raczej podejrzewał atak jakiegoś szaleństwa kazał wezwać kapłana. W końcu wraz z wschodem słońca książę padł nieruchomo.
Lekarz zaraz ku niemu przyskoczył szukać pulsu, który odnalazł po dłuższej chwili wypełnionej swego rodzaju nerwowością. Po jakimś czasie książę wstał, lecz był mocno zmęczony i całkiem wyzuty z apetytu. Kapłan odmówiwszy stosowne modlitwy spokojnie orzekł, że to tylko napad zwykłego szaleństwa zrodzone z gwałtownej żałości duszy.