Dar’runon już ubrany dość lekko spojrzał na Księcia Wilka. Nie jadł on, ale i tak jego dwa podbródki i lekko „nadtopione” ciało nie wywoływały miłych skojarzeń. Książę spojrzał na niego i powiedział.

– Chcesz zabić Krwawego Topora.

Dar’runon odpowiedział.

– Tak. To ich najpotężniejszy żołnierz a dodatkowo dowódca jakieś części wrogich sił. Myślę, że jego śmierć dość skutecznie jeśli nie złamie to przynajmniej osłabi ducha buntowników i skłoni ich do rozmów albo nawet do poddania się.

Książę stwierdził.

– Złamać ich ducha może chyba tylko naprawdę poważna sprawa. Wczoraj dotarła do mnie wiadomość, że Jego Królewska Wysokość Mi’runon Drugi oby Op’teon przedłużył mu panowanie i dodał sił a wrogów zmiażdżył w swym gniewie postanowił dla skrócenia linii frontu odstąpić buntownikom Regolonat Kondora i podjąć próbę ewakuacji przynajmniej części zgromadzonych tam sił. Nie wiem gdzie i kiedy zostaną użyte te zaoszczędzone w ten sposób siły. Nie wiemy nawet czy uda się kogokolwiek uratować Regolon Kondora jest bowiem bardzo uparty i ma dość pogardliwe nastawienie do wszelkiego rodzaju buntowników. Jest bowiem członkiem Loży Świetlistych. Drogi bracie i mój Seneszalu jaka jest twoja opinia na temat tej misji.

Seneszal nawet nie wstając z swojego krzesła patrząc cały czas w miecz jaki spoczywał na jego kolanach odrzekł.

– Bez wątpienia aby złamać ducha tych buntowników po ostatnich wieściach trzeba potężnego ciosu. Śmierć Krwawego Topora może nie być wystarczająco silna. Trzeba jednak zwrócić uwagę na to, że Krwawy Topór zabił przybywając ich dotychczasowego przywódcę. Z dostarczonych przez Nadzwyczajnego Wysłannika Królewskiego Ma’pugolona Wilka oraz jego drużynę dokumentów dość wyraźnie wynika, że śmierć Krwawego Topora z dużym prawdopodobieństwem może wywołać dalszą fragmentację w obozie wroga na wrogie sobie stronnictwa. Jestem za zatwierdzeniem tej akcji, ale wnioskuje o przydzielenie do niej tylko ochotników gdyż jest ona związana z bardzo dużym ryzykiem. Poza fragmentację możliwa jest również integracja.

Książę po dłuższej chwili namysłu stwierdził.

– Zgadzam się na twoją propozycję posterunkowy Czerwony, ale tylko i wyłącznie z zastrzeżeniem mojego Seneszala.

Pierwszy odezwał się Ma’pugolon Wilk

– Jako pierwszy zgłaszam siebie i agenta Tropiciela.

Nagle na salę wpadł dobrze znany już sierżant „czarnych” i rzekł.

– Jeśli posterunkowy Dar’runon Czerwony gdzieś się wybiera to ja zgłaszam się wraz z swoimi chłopcami.

Seneszal odrzekł.

– Sierżancie Niedźwiedziu jeszcze godzinę temu byłeś w ogniu walki. Powinieneś odpoczywać.

Sierżant Niedźwiedź odpowiedział.

– Z całym szacunkiem dostojny Szenaszalu ale odpoczywać to możecie wy garnitury z Starego Brzegu. Tam jest mój dom. Jestem tylko pugolonem, ale mój przodek kiedy jacyś czaszkańscy maruderzy napadli na jego farmę to odpoczął dopiero wtedy kiedy „Nawet smrodu tych pokrak nie czułem”. Tam na Nowym Brzegu jest mój dom. Ci rozłamowcy zaś są tysiąc razy gorsi od Czaszkan. Na pamięć mojego przodka to nie jest pora na odpoczynek. To jest pora na walkę. Cień Śmierci zaś nigdy nie gadał po próżnicy jak to wy macie w zwyczaju. Gadacie i gadacie myśląc, że tym gadaniem pokonacie kogokolwiek. Mam wam przypomnieć „krwawe negocjacje”? Tu trzeba uderzyć raz a dobrze. Widziałem ja Cień Śmierci w akcji. Dziwię się, że jeszcze jest tu a nie w walce. Na tych buntowników jest tylko jeden sposób. Uderzyć raz a mocno. Wtedy ci co z strachu się pochowali wyjdą i nam pomogą. Powtarzam ci dostojny Senaszalu. Trzymając się tylko obrony przegramy. Trzeba nam uderzyć raz a dobrze.

Seneszal po raz pierwszy podniósł wzrok i spojrzał prosto w roziskrzone oczy sierżanta policji. W końcu po długim jakby pojedynku na spojrzenia rzekł.

– Wybacz mi odważny sierżancie jeśli cię obraziłem. Nie było to moim celem. Moja uwaga była związana z tym, że do spraw należnych mojemu urzędowi jest troska o zdrowie żołnierzy jacy mi podlegają. W tym też liczy się to aby nie walczyli ponad słuszną miarę.

Dar’runon rzekł.

– Pomoc tak gwałtownie zaoferowaną ciężko jest odrzucać jednak chciałbym dać ci sierżancie Niedźwiedziu przynajmniej kilka godzin namysłu. Nie chodzi tu o wyrwanie z Nowego Brzegu jakiś sił wiernych królowi, które tam ugrzęzły z powodu zamieszania typowego dla tak dzikiej i gwałtownej wojny. Chcę abyś wiedział, że celem jest zabicie samego Krwawego Topora Zwiastuna Zagłady. Dzieło to będzie niebezpieczne właściwie decydując się na nie stajemy się żertwami Szalonej Pani. Chcę abyś był tego wszystkiego świadomy kiedy po raz drugi jutro o zachodzie słońca tu będę aby wyruszyć.

Dar’runon wzorem agenta Wilka przeczyścił swój pistolet, który zdołał wrócić już z naprawy. Skończywszy to i złożywszy broń spojrzał na słońce, które właśnie zachodziło pokrywają czerwonym blaskiem. Wiedział, że wyznaczona godzina się zbliża. Włożywszy pistolet do kabury jaką miał przy pasie spojrzał na miecz dar jego wuja. Na długość był to typowy miecz bitewny. Ramiona jelca były proste, gałka też nie była zbyt zdobna. Dzieło Twórców przemawiało swoją bitewną doskonałością. Policjant powstał aby przed włożeniem miecza do pochwy sprawdzić jego wyważenie i dopasowanie. Ten miecz był doskonały. W końcu Dar’runon założywszy płaszcz ruszył ku swojemu przeznaczeniu. Gdy szedł jak cień szły za nim wątpliwości. Starał się nie przyśpieszać kroku. Wiedział, że Krwawy Topór do tej pory nigdy nie ginął z jednej ręki. On w swym zamiarze który teraz zdawał mu się niemal szaleństwem postanowił wyzwać ten straszliwego wojownika na pojedynek i wygrać. Postacie z rzeźb i obrazów zdawały się szeptać „zawróć szaleńcze, zawróć czym prędzej”. W końcu dotarł do drzwi sali książęcej gdzie wszystko miało się dokonać. Wchodził drzwiami książęcymi, więc nie widział tłumu jaki zgromadził się w gotowości do wyruszenia na jego wyprawę. Ujrzał go dopiero w Sali Książęcej. Był zdziwiony jego liczebnością. W końcu spojrzawszy w oczy tym wszystkim którym mógł rzekł.

– Słuchajcie mnie. Powodzenie tego zadania nie zależy od liczebności. Wielu was przybyło…

Tu zabrakło mu słów. Nie wiedział jak wydzielić potrzebną mu do zadania garstkę tak aby nie zgasić ducha, który płoną w tylu sercach. Z opresji wyratował go Seneszal.

– Posterunkowy Czerwony ma rację. Powodzenie tego zadania nie zależy od liczebności. Ze względu na przekazaną mi mądrość wielu pokoleń patrońskich dowódców jestem zmuszony powiedzieć coś więcej. Zbyt wielka liczebność może być przyczyną klęski. Słuchajcie mnie i nie gaście ducha. Niech ustąpią ci, którzy dziś mieli już dyżur…Dziękuje… Niech ustąpią ci którzy są jedynymi dziećmi swych rodziców…Dziękuję… Niech ustąpią ci którzy w ciągu ostatniego roku poślubili żonę lub męża a nie doczekali się jeszcze nawet nadziei potomstwa… Dziękuję. Chcę aby ci którzy ustąpili nie czuli się gorsi. Idąc do tego zadania musicie się liczyć z możliwością, że nie wrócicie. Dziękuję.

Z rzeszy jaka jeszcze przed chwilą stała ostała się już zaledwie garstka, dwie drużyny to jest trzydzieści dwie osoby. Dar’runon westchnąwszy skierował swoje kroki ku wyjściu zbierając ręką ten niewielki oddział. Wśród tych nielicznych był sierżant Niedźwiedź wraz z jego drużyną. Szli ostrożnie aby nie wywołać zbytniego poruszenia wśród swoich a tym samym nie zdradzić swego wyjścia. Dar’runon powiedział.

– Wyjdziemy przez Most Łez. Musimy być cały czas uważni. Wiem, że każdy z was już walczył. Teraz musimy przekraść się aż do samego Książęcego Więzienia gdzie jak mam nadzieję znajdziemy samego Krwawego Topora Zwiastuna Zagłady.

Gdy mieli już wejść na Most Łez spotkali ojca Edwarda, który opiekował się świątynią książęcą. Ten ujrzawszy ich rzekł.

– Czekałem tu na was. Długo wam to zajęło.

Dar’runon rzekł.

– Tak ojcze. Wielu chciało iść, ale ja potrzebowałem zaledwie garstki. Kto by się spodziewał, że będą mieli tak gorące serca.

Kapłan rzekł.

– Op’teon jest z nami. Serca rozgrzewa jego duch i wola walki. Dla wszystkich stało się jasne, że walczymy z kimś stokroć gorszym niż czaszkanie. Przez te dwadzieścia jeden dni ja i inni ojcowie pracowaliśmy intensywnie aby móc uczciwie powiedzieć „Op’teon jest z wami”. Ważne było abyśmy my byli z Nim na jego ścieżkach. Jest tu jeszcze wiele do zrobienia.

Dar’runon spuściwszy wzrok na ziemię rzekł.

– Tak. Jest jeszcze wiele do zrobienia.

Po tych słowach pożegnawszy się wszyscy ruszyli ku swoim zadaniom. Ojciec Edward gdy tylko dotarł do swojej celi zatrzymany rozmową z kilkoma mieszkańcami, którzy potrzebowali jego rady padł na kolana i zaczął się modlić w intencji tej niewielkiej grupki raz zaliczając ich do żywych raz do umarłych. W ogóle jak tylko Dar’runon i jego towarzysze przestali być widoczni wszyscy który akurat nie musieli czuwać poczęli się za nich modlić. Prawie wszyscy raz zaliczali ich do żywych raz do umarłych. Tylko jedna Ili’maja Moon cały czas zaliczała ich do żywych.